Czasem ktoś mnie pyta, jak radzę sobie ze stresem. A ja odpowiadam zupełnie szczerze – ja po prostu nie dopuszczam stresu do mojego życia. Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę tak jest. Nie mam w sobie mechanizmu walki z napięciem, bo nauczyłam się unikać sytuacji, które mogłyby mnie emocjonalnie wyniszczyć. Oczywiście – życie nie zawsze jest łatwe i nie podaje wszystkiego na tacy. Ale każda, dosłownie każda sytuacja, to dla mnie lekcja do odrobienia. Tak nauczyła mnie moja babcia – niezależnie, czy coś się wydarzyło dobrego, czy złego, warto się na chwilę zatrzymać i zastanowić: dlaczego? Czego mnie to uczy? Co powinnam z tego wyciągnąć?
Nie stresuję się, bo… nie mam na to czasu
Nie jestem typem osoby, która rano budzi się ze złością albo ponurym nastawieniem. Każdy dzień zaczynam z myślą, że będzie piękny. I zazwyczaj właśnie taki jest. Oczywiście, bywają momenty, które potrafią mnie wyprowadzić z równowagi – jak każdą z nas. Ale staram się nie dawać im mocy. Jeśli coś tracę – kontrakt, klienta – to nie siedzę i nie rozpamiętuję. To już było, to się wydarzyło. Trudno. Idziemy dalej.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Medycyna estetyczna latem? Tak, jeśli wiesz, co wybrać!
To, co naprawdę mnie dotyka, to choroby moich bliskich. Teraz szczególnie, gdy moja babcia jest chora. To boli, martwię się. Ale nawet wtedy nie zamartwiam się obsesyjnie. Bo wiem, że są rzeczy, na które po prostu nie mamy wpływu. I właśnie w takich sytuacjach staram się jeszcze bardziej zaufać – życiu, losowi, czemuś większemu. Tak mnie wychowano: zaufaj, bo to „na górze” wie lepiej.
Muzyka to moje ukojenie
Na wszelkie małe i większe troski najlepszym plasterkiem dla mnie jest muzyka. Ona jest w moim domu zawsze – rano przy śniadaniu, gdy robię kawę, w tle, gdy pracuję. W samochodzie, w łazience, w salonie. Moje dzieci czasem mówią, że u nas nie ma ciszy – ale to taka dobra, terapeutyczna niecisza.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Wargi sromowe mniejsze pod skalpel? Kontrowersja, kaprys czy realna ulga?
Najbardziej kocham jazz. Mam swoje ukochane składanki, które puszczam w nieskończoność. Ale też uwielbiam latino – coś, co porywa ciało do tańca. I klasyki – stare polskie piosenki, szczególnie Zbigniewa Wodeckiego, którego miałam przyjemność znać osobiście. Jego muzyka zawsze działa na mnie jak lek. Nawet dziś rano, kiedy jeszcze było cicho, dzieci spały, ja usiadłam z laptopem i kawą. A w tle grał jazz. Poczułam się, jakbym była na wakacjach.
Odcinam to, co mnie męczy
Wiem, że moje ciało często jest spięte – tempo mojego życia jest szalone. Ale nauczyłam się, że trzeba siebie dopieszczać. Dlatego regularnie chodzę na masaże, odwiedzam spa, rozciągam się, pozwalam sobie na nicnierobienie. I wyjeżdżam. Z przyjaciółmi, w ciepłe miejsca, tam, gdzie można naprawdę odpocząć.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: ZŁOTA OPALENIZNA NA ŚLUB: Dlaczego opalanie natryskowe powinno być Twoim priorytetem przed wielkim dniem?
Mam cudowną pracę. Poznaję fantastycznych ludzi, pracuję z pasją, tworzę. Ale też nie boję się stawiać granic. Jeśli ktoś wnosi do mojego życia złą energię, zabiera mi spokój, zakłóca rytm – odcinam to. I nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Zawsze daję szansę, ale jeśli coś mi nie służy, mówię sobie: „Zrobiłam, co mogłam. Czas iść dalej”.
Nie walczę z życiem – przyjmuję je takim, jakie jest
Bywało, że kiedyś byłam uparta. Tupałam nóżką, gdy coś nie szło po mojej myśli. Lubię, jak wszystko jest „po mojemu” – jak każda kobieta, która zna swoją wartość. Ale odkąd nauczyłam się odpuszczać, od tamtej pory moje życie naprawdę zaczęło się układać. Nie spinam się. Nie biję się z życiem. Zamiast tego przyjmuję to, co przynosi – i wyciągam z tego, co najlepsze.
Taka jestem. I chyba właśnie dlatego nie stresuję się – bo wiem, że nie wszystko muszę kontrolować. Nie wszystko da się przewidzieć. Ale wszystko można przeżyć piękniej, spokojniej, jeśli tylko nauczymy się ufać. Sobie, światu, losowi.