Nie planuję wakacji. One po prostu się dzieją. Są tacy, którzy mają rozpisany każdy dzień wyjazdu – od śniadania po zachód słońca, z rezerwacją stolika i biletem do muzeum w dłoni. A ja? Ja należę do tych, którzy wrzucają kilka rzeczy do walizki, kupują bilet, sprawdzają pogodę dzień przed wyjazdem… i po prostu jadą. Tak wyglądają moje wakacje. Bez napięcia, bez grafiku, bez checklisty. I wiesz co? Uwielbiam to.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Moja córka dorasta. I boję się świata, w którym dorasta
Dla mnie najważniejsze jest, żeby miejsce, do którego jadę, miało w sobie coś więcej niż tylko hotel i plażę. Lubię, kiedy otaczają mnie piękne widoki – takie, które aż proszą się o to, żeby się zatrzymać, usiąść i patrzeć. Lubię, kiedy w powietrzu czuć dobrą energię ludzi, uśmiechy mijanych przechodniów i zapachy, które przywołują głód, nawet jeśli dopiero co jadłam. Kultura miejsca, jego smaki, dźwięki, język – wszystko to działa na mnie jak zastrzyk życia.
Tańce, książki i zachody słońca
Jestem osobą, która potrafi w jednym dniu przetańczyć pół nocy, a następnego ranka zaszyć się w cieniu, z kawą i książką, i nie odzywać się do nikogo przez kilka godzin. Lubię równowagę. Uwielbiam, kiedy moje wakacje są pełne emocji, zabawy i śmiechu, ale równie mocno cenię te chwile samotności – kiedy wystarczy mi szum morza, cicha playlista i zachodzące słońce.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Babcia miała rację: piękno zaczyna się w głowie, nie w lustrze
Czasem jedno zdjęcie potrafi mnie zatrzymać. Czasem jakaś lokalna artystka grająca na rogu ulicy. Czasem dźwięk talerzy w małej trattorii, gdzie domowy makaron podawany jest z takim uśmiechem, że wiesz – jesteś we właściwym miejscu.
Kamperem przez Europę – wspomnienie niezapomniane
Jedne z najpiękniejszych wakacji wspominam do dziś – podróż kamperem z całą rodziną. Przejechaliśmy wtedy ponad 10 tysięcy kilometrów. Od wschodu do zachodu Europy, przez góry, morza, wioski, miasta, z mnóstwem przystanków, nieplanowanych noclegów i spontanicznych zwrotów akcji. To był wyjazd, który nauczył mnie jednego – że nie trzeba niczego perfekcyjnie zaplanować, żeby wszystko się udało. Trzeba po prostu ruszyć w drogę.
Kolejne wakacje tylko dla mnie
W tym roku znów zrobie coś dla siebie – pojadę sama. Ostatnio byłam sama na Malcie i było super! Bez towarzystwa, bez grafiku, bez nikogo, kto pyta: „co dziś robimy?”. Chcę, żeby ten wyjazd również był tylko mój. Moja decyzja, mój czas, moje tempo. Kierunek? Apulia. Włochy. Moja wielka miłość.
Kocham wszystko, co włoskie. Jedzenie – niebo w gębie. Ludzie – serdeczni, głośni, ciepli. Język – melodyjny, piękny. Styl życia – pełen pasji. Kiedy tylko pomyślę o Apulii, mam przed oczami biel budynków, błękit wody i ten charakterystyczny luz, który sprawia, że wszystko wydaje się prostsze.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Ewa Chodakowska – kobieta, która nauczyła nas walczyć o siebie
Trafiłam ostatnio na profil Sylwia w Apulii – dziewczyna z pasją opowiada o miejscach, które odwiedza. Pokazuje lokalne perełki, opisuje swoje doświadczenia, dzieli się zachwytami. I właśnie jej relacje sprawiły, że powiedziałam sobie: jadę. Tam. Sama. Bo chcę.
Czas tylko dla mnie
To będą wakacje bez konieczności tłumaczenia się komukolwiek z tego, że dziś nie mam ochoty iść nigdzie. Albo że mam ochotę iść wszędzie. To będzie ten czas, kiedy po prostu jestem – tu i teraz. Kiedy mogę siedzieć nad brzegiem morza godzinami. Kiedy mogę jeść lody o 10 rano. Kiedy mogę mówić po włosku z fatalnym akcentem i nikt mnie nie poprawi, bo nikomu nie muszę imponować.
Myślę, że takie samotne wakacje powinny być obowiązkowe. Zwłaszcza dla kobiet, które ciągle są dla kogoś: dla dzieci, dla partnera, dla przyjaciół, dla pracy. A rzadko są po prostu dla siebie. Ja właśnie chcę być – dla siebie. I to nie znaczy, że uciekam od ludzi. Przeciwnie – ja ich kocham. Uwielbiam poznawać nowe osoby, słuchać ich historii, uśmiechać się do nieznajomych. Ale tym razem to będzie moja baza wypadowa – samotność, z której wychodzę wtedy, kiedy mam na to ochotę.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Dziecko na celowniku nienawiści: Jak internetowy wpis nauczycielki wywołał burzę
Spontany – najlepszy plan
Wiem jedno – po tych włoskich wakacjach nie zamierzam zmieniać swojego podejścia. Bo najlepsze rzeczy w życiu, naprawdę, zdarzają się spontanicznie. Te chwile, których nie przewidzisz, są najcenniejsze. I choć czasem wymagają odwagi, by zrobić coś innego, coś niepewnego – to właśnie tam najczęściej kryje się magia.
Kto wie, gdzie wyląduję potem? Może Hiszpania? Może Portugalia? A może znów gdzieś w Polsce, bo przecież i tutaj są miejsca, które potrafią zachwycić. Ale to już nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, że kiedy zamykam oczy i czuję słońce na skórze, wiem, że jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być.
