Ta tarta, o której dziś Wam opowiem, to dla mnie coś znacznie więcej niż przepis na pyszne danie. To historia moich włoskich wakacji, które spędziłam w otoczeniu cudownych ludzi. Miałam szczęście, że przyjęli mnie do swojego prywatnego domu z ogromną serdecznością i otwartością. We Włoszech to właśnie jedzenie jest najważniejsze – to przy stole spotykają się rodziny i przyjaciele, rozmawiają, śmieją się i celebrują życie. To jest ich święty czas, którego nam, Polakom, często tak bardzo brakuje.
U nas posiłki bywają szybkie. Brakuje nam tej umiejętności zatrzymania się, by delektować się każdym kęsem i chwilą spędzoną razem. Włosi z kolei bardzo często jedzą proste potrawy, ale podają je z sercem, celebrując każdy moment. To właśnie tam zrozumiałam, że jedzenie nie jest tylko czynnością – to rytuał, spotkanie i okazja do bycia naprawdę razem.

Ten przepis na tartę dostałam od cudownej kobiety o pięknym imieniu Giulia. Giulia i jej mąż Gian Paolo gościli mnie w swoim domu i sprawili, że poczułam się jak część ich rodziny. Spędziłam z nimi niezapomniane chwile, poznając ich zwyczaje, kulturę i tę niezwykłą celebrację codzienności, którą tak pokochałam. Co ciekawe, Giulia przygotowała tę tartę po raz pierwszy, mówiąc, że nie jest pewna, czy będzie smaczna. Była wyśmienita – tak bardzo, że postanowiłam przywieźć ten przepis do Polski.
Okazało się, że bez problemu można znaleźć u nas składniki, które pozwolą odtworzyć to włoskie cudo. Może nie będą dokładnie tej samej jakości co w Apulii, ale efekt końcowy i tak zachwyca. To danie, mimo że proste, ma w sobie coś wyjątkowego. Smakuje jeszcze lepiej, kiedy przygotowuje się je z myślą o bliskich i wspólnym czasie przy stole.
We Włoszech zauważyłam coś, co mnie zafascynowało – oni żyją od posiłku do posiłku. Rano, przy kawie, pytają: „Co będzie na lunch?”. W trakcie lunchu dopytują, co przygotować na kolację. A podczas kolacji myślą już o kolejnym lunchu. Śniadania są raczej symboliczne – kawa i coś słodkiego – ale lunch i kolacja to prawdziwe święta. Tam czas płynie wolniej, kawa smakuje inaczej, a każdy kęs nabiera znaczenia.
Dla mnie, Polki, która zna rodzinne biesiadowanie tylko przy okazji świąt Bożego Narodzenia czy Wielkanocy, to było niezwykłe doświadczenie. Zrozumiałam, że nie trzeba czekać na święta, by celebrować życie i spotkania z bliskimi. Włosi robią to każdego dnia i chciałabym, żeby tak było też w mojej rodzinie. Żebyśmy nie tylko pytali dzieci „co było w szkole?”, ale prowadzili dłuższe, ciekawe rozmowy, dzielili się emocjami i spędzali wspólnie czas.
Te wakacje w Apulii na południu Włoch zostaną ze mną na zawsze. To nie były tylko piękne krajobrazy, wspaniałe jedzenie i słoneczne dni. To była lekcja życia, której nie zapomnę. Giulia i Gian Paolo, dziękuję Wam z całego serca – za gościnę, za otwarte ramiona i za to, że mogłam poznać Wasz świat. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – czy to w słonecznej Apulii, czy u Was na północy Włoch.
Ten przepis to nie tylko smak – to wspomnienie ciepłych rozmów, śmiechu i tego, co we Włoszech najważniejsze: wspólnego życia przy stole.

Przepis na wytrawną tartę z figami, miodem i pokruszonymi pistacjami
Składniki:
Przygotowanie:
-
Ricottę, ser kozi, parmezan, jajka oraz przyprawy wymieszaj w misce, aż powstanie gładka masa.
-
Gotowe ciasto kruche wyłóż do formy na tartę i rozprowadź równomiernie farsz serowy.
-
Na wierzchu ułóż pokrojone figi.
-
Piecz w piekarniku nagrzanym do 180°C przez około 30 minut, aż tarta będzie złocista.
-
Po wyjęciu z piekarnika posyp całość orzechami włoskimi i polej odrobiną miodu.
I to wszystko – tarta, która pachnie latem, smakuje wyjątkowo i przenosi mnie wspomnieniami do Apulii. To właśnie ten rodzaj potrawy, który najlepiej smakuje wtedy, gdy podajemy go bliskim i spędzamy razem czas przy stole.
Moje włoskie wakacje były nie tylko podróżą do pięknych krajobrazów, ale też lekcją życia – lekcją, że warto zatrzymywać się w codziennym pędzie i cieszyć się chwilą. I tego właśnie chcę uczyć się od Włochów – aby każdy posiłek był pretekstem do rozmów, śmiechu i bycia razem.
