Kiedy kończył się ostatni semestr w mojej szkole, wiedziałam już, że to nie jest tylko koniec zajęć. To był koniec pewnego bardzo ważnego etapu mojego życia. Po siedemnastu latach prowadzenia szkoły makijażu postanowiłam ją zamknąć.
Dla wielu osób ta decyzja była szokiem. Słyszę pytania: „Dlaczego? Przecież to świetny biznes! Przecież to Twoja pasja!”. I mają rację – to była moja pasja, która dawała mi ogromną satysfakcję i spełnienie. To, że mogłam inspirować dziewczyny, zarażać je miłością do makijażu i pokazywać im, jak dzięki niemu mogą zyskać pewność siebie, było dla mnie najcenniejsze. Ale każda droga ma swój koniec – i ja doszłam do swojego.

Moja szkoła – więcej niż miejsce nauki
Zawsze powtarzałam, że moja szkoła to nie tylko nauka technik makijażu. To była szkoła życia. Przez lata przewinęły się przez nią setki, a może już nawet tysiące kobiet. Każda z nich wniosła coś wyjątkowego – swoje historie, emocje, marzenia. Mogłam patrzeć, jak rozkwitają, jak nabierają odwagi i zaczynają wierzyć w siebie.
Czułam, że to, co im daję, to więcej niż umiejętność posługiwania się pędzlem. To była nauka wiary w siebie, otwierania się na nowe możliwości, przełamywania ograniczeń. Największą nagrodą było dla mnie, gdy widziałam, jak dziewczyny, które przyszły do mnie niepewne siebie, po kilku miesiącach wychodziły z podniesioną głową i wiarą, że mogą zdobyć świat.
Kiedy serce mówi: „Czas na zmianę”
Około rok temu zaczęłam czuć, że coś się we mnie zmienia. Że ten etap powoli dobiega końca. Na początku próbowałam to ignorować. Myślałam: „Przecież tak bardzo to kocham, jak mogę to porzucić?”. Ale moja intuicja zawsze była moim najlepszym przewodnikiem. Kiedy czuję, że czas na zmianę, po prostu to robię.
Nie kalkuluję, nie tworzę wielkich planów „co dalej”. Idę za głosem serca. Tego nauczyła mnie moja babcia – jedna z najważniejszych kobiet w moim życiu. Zawsze powtarzała: „Jeśli nie zrobisz kroku w przód, nigdy się nie dowiesz, co czeka za rogiem”.
To ona nauczyła mnie, że każda relacja, każda praca, każdy etap w życiu jest jak książka – ma swój początek i koniec. Niektóre czyta się dłużej, inne krócej, ale każdą kiedyś trzeba zamknąć. I podziękować za wszystko, co nam dała.
Symboliczny moment
Kiedy założyłam swoją szkołę, mój syn Aleks miał zaledwie sześć miesięcy. Pamiętam, jak wtedy wydawało mi się to szalone – świeżo upieczona mama, która decyduje się na tak duży krok. Ale czułam, że to właśnie wtedy jest ten moment.
Dziś, gdy Aleks w tym roku kończy osiemnaście lat, ja zamykam ten rozdział. Siedemnaście lat… prawie całe jej życie. To symboliczne. Tak jak ona wchodzi w dorosłość, ja otwieram nową przestrzeń dla siebie.

Strach – największy wróg kobiet
Zdaję sobie sprawę, że wiele kobiet patrzy na moją decyzję z niedowierzaniem. Boimy się zmian. Boimy się rezygnować z czegoś, co dobrze znamy, nawet jeśli czujemy, że już nas to nie rozwija. Strach jest naszym największym wrogiem – zatrzymuje nas w miejscu, odbiera nam szansę na coś lepszego.
Ja postanowiłam się nie bać. Wiem, że życie ma dla mnie przygotowane coś nowego. Nie wiem jeszcze, co to będzie, ale czuję, że będzie dobre. Może lepsze niż to, co było do tej pory.
Podziękowania i nowe otwarcie
Chcę podziękować wszystkim, którzy byli częścią tej pięknej historii. Dziewczynom, które mi zaufały, które pozwoliły mi być częścią ich rozwoju. To Wy sprawiałyście, że codziennie chciało mi się wstawać i tworzyć to miejsce.
Dziękuję też samej sobie. Za odwagę, by to zaczynać, ale i za odwagę, by to kończyć. Bo czasem powiedzenie „dość” wymaga więcej siły niż trzymanie się czegoś na siłę.
Zamykam tę książkę. I sięgam po kolejną. Jeszcze nie wiem, jaka to będzie historia, ale wiem jedno – chcę ją przeżyć w pełni.
