Od lat słyszysz, że jesteś silna. Że dajesz radę. Że ogarniasz wszystko. Że podziwiają cię za to, jak sobie radzisz. Że jesteś inspiracją. Kobietą rakietą. Multizadaniową boginią. A ty tymczasem masz czasem ochotę położyć się na podłodze i zapłakać. Bez żadnego powodu. A raczej z tysiącem powodów, o których nikt nie wie, bo ich nigdy nie pokazujesz.
I w pewnym momencie zaczynasz się buntować. Bo nie chcesz już być silna. Nie chcesz nosić wszystkiego sama. Nie chcesz być podporą świata. Chcesz być spokojna. Bez presji. Bez napięcia. Bez tej całej zbroi, która tak ciąży.
Siła stała się przekleństwem
Mówiono ci, że siła to wartość. Że to komplement. Że dobrze, że się nie poddajesz. Ale nikt nie powiedział, że to pułapka. Bo jak już raz pokażesz, że dajesz radę – wszyscy uznają, że już zawsze będziesz dawać radę. Że nie masz prawa się rozsypać.
Siła w kobiecym wydaniu często oznacza brak prawa do słabości. Do łez. Do odpoczynku. Do nicnierobienia.
Zaczynasz funkcjonować jak automat. Od rana do nocy. Bez przestrzeni na siebie. Bo przecież „ty to ogarniesz”.
A co, jeśli już nie chcesz?
Co, jeśli nie chcesz być twarda? Co, jeśli nie chcesz brać na siebie kolejnych obowiązków, cudzych emocji, dramatów, logistyki? Co, jeśli chcesz po prostu… żyć? W spokoju. W równowadze. W rytmie, który pasuje tobie – a nie wszystkim wokół?
Niektóre kobiety budzą się któregoś dnia i nie czują już siły. Czują zmęczenie. Zniechęcenie. Wypalenie. I to nie jest znak porażki. To znak, że nadszedł czas, żeby zmienić sposób życia. Żeby przestać żyć według cudzego scenariusza.
Spokój to nowy luksus
Kiedyś chciałaś osiągać. Pokazywać, że potrafisz. Być „tą, na której można polegać”. A dziś marzysz o ciszy. O tym, by nikt niczego od ciebie nie chciał. O tym, by rano nie włączał się w głowie alarm: „Co jeszcze muszę dziś zrobić?”.
Spokój to nowa forma wolności. To nie znaczy, że się poddajesz. To znaczy, że wybierasz inaczej. Że już nie chcesz ciągle biec. Już nie musisz nikomu niczego udowadniać.
To siła, która nie krzyczy. Która nie walczy. Która mówi: „Wystarczy. Chcę odetchnąć”.
Nie jestem niezniszczalna
Kobiety często zapominają, że mają granice. Że ciało i psychika w końcu powiedzą „dość”. Bo jak długo można być wszystkim dla wszystkich? Matką, partnerką, szefową, przyjaciółką, terapeutką, kucharką, księgową, organizatorką.
Czasem trzeba odpuścić. Pozwolić sobie nie wiedzieć, nie mieć planu, nie robić wszystkiego idealnie. Czasem trzeba się przyznać: „Nie daję już rady”. I to nie jest klęska. To mądrość.
Nikt nie jest stworzony do wiecznego dźwigania. Nawet ty.
Zamiast siły – łagodność
Co, jeśli kobiecość to nie siła z okładki? Nie perfekcja? Nie multitasking? Co, jeśli prawdziwa kobiecość to miękkość? Łagodność wobec siebie? Czułość do własnych potrzeb?
Co, jeśli nie musisz już grać roli? Możesz być zmienna. Możesz być krucha. Możesz być zmęczona.
I w tym nie ma nic złego. Bo właśnie wtedy stajesz się prawdziwa. I w tym prawdziwym życiu odnajdujesz to, czego ci brakowało: spokój.
Nie chcę być silna – chcę być sobą
Nie potrzebuję już braw za to, że daję radę. Potrzebuję przestrzeni, w której mogę się nie spinać. Potrzebuję relacji, w których nie muszę ciągle dawać więcej niż dostaję. Potrzebuję pracy, która nie wysysa mnie do cna. Potrzebuję świata, w którym nie muszę być silna, żeby zasłużyć na szacunek.
A jeśli ten świat nie istnieje – to zbuduję go sobie sama. Powoli. Cicho. Po swojemu.