Jeszcze niedawno wierzyliśmy, że miłość jest jak piorun – spada nagle, bez ostrzeżenia, burzy dotychczasowy porządek i nie pyta o zdanie. Karmiły nas historie o przypadkowych spotkaniach, spojrzeniach przez tłum i uczuciach, które nie miały nic wspólnego z logiką. W tej narracji miłość była magicznym splotem okoliczności, a my lubiliśmy wierzyć, że jej moc tkwi w tym, iż wymyka się kalkulacjom.
Tymczasem rzeczywistość była zupełnie inna – miłość prawie zawsze była racjonalnym wyborem, tylko umiejętnie opakowanym w opowieści i scenariusze, które maskowały jej praktyczny wymiar.
Era kalkulacji zamiast spontaniczności
W świecie aplikacji randkowych została nam obnażona sama racjonalność – pozbawiona iluzji, otoczki romantyzmu i spontaniczności. Mechanizm działania jest prosty: nieustanne przesuwanie profili w lewo lub w prawo sprawia, że w głowie powstaje złudzenie nieskończonego wyboru. Skoro zawsze można trafić na kogoś atrakcyjniejszego, ciekawszego, bardziej „dopasowanego”, to po co zatrzymywać się na dłużej przy jednej osobie?
Efekt katalogu ludzi
W aplikacjach miłość przypomina trochę zakupy w sklepie internetowym. Widzimy zdjęcie, krótki opis i listę cech – a nasz mózg, zamiast skupiać się na uczuciach, zaczyna analizować i porównywać. W takiej atmosferze trudno o prawdziwą fascynację drugą osobą, bo zawsze pozostaje wrażenie, że w kolejnym „oknie” może czekać ktoś lepszy.
Romantyzm kontra rzeczywistość
Dawniej to właśnie opowieści o przypadkowych spotkaniach i „gromie z jasnego nieba” pozwalały nam przeżyć zakochanie z całym jego irracjonalnym urokiem. Teraz, gdy mechanizmy wyboru są tak jawne i przewidywalne, magia ulatuje. Zostaje chłodna kalkulacja – a ona rzadko kiedy pozwala na szaleństwo serca.