Szanowna Redakcjo,
Piszę do Was, bo czuję, że już nie mam siły. Nie mam siły dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Mam 36 lat i czuję, jakby moje życie przeciekało mi przez palce. Choć każdego dnia wstaję rano, ubieram się, maluję twarz, zakładam uśmiech i wychodzę do pracy, wewnątrz mnie wszystko już się wypaliło. Czuję zmęczenie, które nie mija po weekendzie ani po urlopie. Czuję się oszukana przez świat, w którym tak wiele zależy od szczęścia, układów albo po prostu — urodzenia się w odpowiedniej rodzinie.
Mam etat, uczciwie pracuję, wykonuję swoje obowiązki sumiennie. Ale mimo tego wszystkiego nie stać mnie na własne mieszkanie. Każdy miesiąc to balansowanie na granicy — zapłacić rachunki, czynsz, kupić jedzenie, odłożyć coś na ewentualny lekarz czy leki. A gdyby jeszcze coś się zepsuło w mieszkaniu, które wynajmuję — to dramat. Myśl o kredycie mieszkaniowym przyprawia mnie o mdłości. Kogo dziś w pojedynkę stać na takie zobowiązania?
W pracy spędzam po dziesięć, dwanaście godzin dziennie. Zdarza się, że wieczorami, po powrocie do domu, nawet nie mam siły zjeść kolacji. Jem coś byle jak, byle szybko. Odpoczynek? Co to znaczy odpoczywać? W moim życiu nie ma czasu na nic — ani na marzenia, ani na pasje, ani na miłość. Miłość… Kiedyś wierzyłam, że poznam kogoś, z kim będzie mi lżej. Ale jak mam kogoś poznać, kiedy każdy mój dzień to praca, obowiązki i stres?
Moi znajomi założyli rodziny, wyjechali za granicę albo zaszyli się w mniejszych miastach, gdzie życie jest tańsze. Ja zostałam tu, w dużym mieście, bo myślałam, że to tutaj mam szansę coś osiągnąć. Ale coraz częściej mam wrażenie, że to miasto mnie pożera — moje oszczędności, moją energię, moją nadzieję.
Nie chcę dramatyzować, wiem, że są ludzie w trudniejszej sytuacji. Ale czy to znaczy, że nie mam prawa czuć się źle? Czy naprawdę tylko dlatego, że nie jestem bezdomna i mam pracę, powinnam się cieszyć i milczeć? Jestem samotna. Potwornie samotna. A najbardziej boli mnie to, że przestaję wierzyć, że jeszcze coś się zmieni. Z każdym kolejnym miesiącem widzę, jak mój zapał gaśnie, jak gasnę ja sama.
Czasami wieczorem siadam na łóżku i patrzę w sufit. I myślę: „To już wszystko? Tak będzie wyglądać całe moje życie? Praca, zmęczenie, rachunki, samotność?”. Nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Nie chcę zamęczać znajomych, którzy mają swoje życie, dzieci, sprawy. A psychologa na razie nie stać mnie, by opłacić regularne wizyty.
Dlatego piszę do Was. Bo może ktoś to przeczyta i zrozumie. Może inna kobieta poczuje się mniej samotna ze swoim zmęczeniem. Może znajdę w Waszym głosie trochę ukojenia. Albo choć zrozumienia. Bo najbardziej na świecie potrzebuję teraz kogoś, kto powie: „Widzę cię. Masz prawo czuć się zmęczona. Nie jesteś sama”.
Z wyrazami szacunku
Marta, 36 lat
Odpowiedź redakcji mGaska.pl
Droga Marto,
Dziękujemy Ci za Twój list. Czytałyśmy go z poruszeniem i ze ściśniętym sercem. Każde zdanie, które napisałaś, to echo tego, co czuje dziś wiele kobiet — zmęczonych, zniechęconych, samotnych. W tym świecie, który pędzi coraz szybciej, łatwo się pogubić. Łatwo zapomnieć o sobie, o tym, co ważne. Łatwo też poczuć się tak, jakby wszystko było na nic — mimo wysiłku, pracy, starań.
To, że odczuwasz zmęczenie, frustrację i smutek — to nie jest słabość. To nie jest porażka. To jest bardzo ludzka reakcja na świat, który coraz częściej wymaga od kobiet nie tylko wytrzymałości, ale wręcz nadludzkiej siły. Praca, zarabianie, dbanie o dom, o siebie, o relacje — często w pojedynkę. I to wszystko w czasach, które nie oferują stabilności, ani poczucia bezpieczeństwa. Czy można się temu dziwić, że czujesz się wypalona?
Twoje słowa: „Mam 36 lat i nie mam już siły” — trafiają w samo sedno. Bo właśnie teraz, kiedy jesteśmy teoretycznie „na swoim miejscu”, tak wiele z nas czuje, że coś tu się nie zgadza. Że gdzieś po drodze zgubiłyśmy sens. Że coś miało wyglądać inaczej.
Ale Marta, chcemy Ci powiedzieć jedno: nie jesteś sama. I nie jesteś niewidzialna. Twoje uczucia są prawdziwe i ważne. Masz prawo czuć, co czujesz. Masz prawo być zmęczona. I masz prawo szukać wsparcia.
Może jeszcze nie wszystko się ułożyło. Może nie masz jeszcze partnera, mieszkania, poczucia bezpieczeństwa. Ale masz siebie. Masz siłę, by pisać, mówić, nazywać rzeczy po imieniu. To ogromnie ważne. Bo właśnie od takiej odwagi zaczynają się zmiany. Nie zawsze spektakularne. Czasem to będzie mały krok: powiedzenie „nie”, pójście na spacer zamiast przeglądania rachunków, rozmowa z kimś, kto wysłucha. Ale z tych drobnych ruchów może powstać coś większego. Coś Twojego.
Warto dać sobie chwilę na złapanie oddechu. I choć może zabrzmi to banalnie — czasem warto przypomnieć sobie, że jesteśmy ważne nie dlatego, że jesteśmy produktywne, piękne, samodzielne. Jesteśmy ważne, bo jesteśmy. Po prostu.
Z całego serca życzymy Ci, byś znalazła kogoś, kto będzie chciał dzielić z Tobą życie. Ale zanim to się wydarzy, prosimy — nie zapominaj o sobie. Jesteś wystarczająca taka, jaka jesteś. I bardzo, bardzo wiele kobiet rozumie, przez co przechodzisz.
Trzymaj się, Marto. Jesteśmy z Tobą.
Z serdecznością
Redakcja mGaska.pl