Świat marketingu w 2025 roku wjechał na najwyższy bieg – i zapomniał o hamulcach. Właśnie wydarzyło się coś, co może całkowicie zmienić oblicze reklamy i… zaszkodzić młodym ludziom. Znana marka makijażowa zatrudniła gwiazdę z OnlyFans, by promowała jej produkty. Efekt? Milion wyświetleń w kilkanaście godzin i rekordowe zasięgi. Cena? Granice moralne przesunięte o kolejny krok.
Reklama, która wstrząsnęła internetem
Ari Kytsya – 24-letnia influencerka i twórczyni erotycznych treści na OnlyFans – została nową twarzą kampanii popularnej marki kosmetycznej. Oficjalny powód? „Wyjątkowe umiejętności makijażowe i autentyczność”. Nieoficjalny? Kontrowersja, która w social media działa lepiej niż jakikolwiek budżet reklamowy.
W czasach, gdy algorytmy nagradzają szok, a zasięg jest najważniejszą walutą, takie posunięcia przynoszą natychmiastowe efekty. Dane mówią same za siebie: pozytywne nastawienie do marki wzrosło o 142% w tydzień, a liczba wzmianek na TikToku skoczyła o 160%. To największy sukces marketingowy firmy w 2025 roku.

Dlaczego to niebezpieczne?
Problem w tym, że takie współprace wysyłają młodzieży bardzo groźny komunikat: chcesz sukcesu? Rozbieraj się w internecie. Dla nastolatek, które codziennie widzą w social mediach „idealne” influencerki, to sygnał, że droga do kariery prowadzi przez publikowanie coraz odważniejszych, często erotycznych treści.
Eksperci ostrzegają, że większość młodych twórczyń na OnlyFans zarabia niewielkie kwoty i pod presją konkurencji musi podnosić poziom „pikantności” materiałów. To może prowadzić do uzależnienia od atencji, utraty prywatności i poważnych problemów psychicznych.
Przesuwanie granic – aż do skrajności
To nie pierwszy raz, gdy świat rozrywki testuje, jak daleko można się posunąć. Podobnie było z freak fightami – początkowo miały być zabawną rozrywką, a skończyły na kontrowersyjnych pojedynkach, które szokują bardziej niż bawią. Teraz podobny mechanizm wkracza do reklamy: od jednej współpracy do fali podobnych kampanii, które będą „normalizować” erotykę w mainstreamie.
Winni? Nie tylko marki
Odpowiedzialność leży nie tylko po stronie firm, które decydują się na takie działania. My – odbiorcy – również dokładamy swoją cegiełkę. Klikamy, komentujemy, udostępniamy. A każdy taki ruch to sygnał dla algorytmów: „to działa, dawaj więcej”.
Dopóki społeczeństwo, marketerzy i dyrektorzy firm nie powiedzą stanowczego „nie”, trend będzie rósł. Problem w tym, że patrząc na obecne realia – trudno w to uwierzyć.
Co dalej?
Jeżeli nic się nie zmieni, to za kilka lat widok twórców z OnlyFans w reklamach dużych marek nie będzie nikogo szokował. Będzie normą. A wtedy trudno będzie wytłumaczyć młodym ludziom, że istnieją inne, zdrowsze drogi do kariery i sukcesu niż sprzedaż swojego wizerunku w erotycznym kontekście.