Connect with us

mGaska.pl

Bez tabu

Cyfrowe randki, które wypalają. Coraz więcej kobiet mówi: „mam dość”

Reklama

Promowane firmy

Zobacz wszystkie

W dzisiejszym świecie, gdzie wystarczy przesunąć palcem w prawo lub w lewo, by zadecydować o losie potencjalnej relacji, pojawia się coraz więcej głosów kobiet, które otwarcie przyznają: coś tu nie gra. Randkowanie online, które miało być wygodne i ekscytujące, staje się dla wielu z nas źródłem frustracji, rozczarowania, a czasem wręcz poczucia pustki. Dwa zjawiska – „swipe fatigue” i „loud looking” – zaczynają definiować rzeczywistość współczesnych singielek. Czym są i dlaczego warto o nich mówić?

Miłość w epoce algorytmu

Kiedyś to była rozmowa przy barze, przypadkowe spotkanie w bibliotece, spojrzenie przez ramię w księgarni. Dziś – wiadomość w aplikacji, emoji i pytanie „co lubisz w łóżku?”. Zamiast powolnego poznawania się, jest szybka selekcja oparta na zdjęciach i kilku hasłach. Niektóre z nas to bawi, inne – męczy i odrzuca. Bo ile można przewijać setki profili, z których większość wygląda jak kalka poprzedniego?

Z tego emocjonalnego przeładowania rodzi się zjawisko „swipe fatigue”, czyli zmęczenie przewijaniem. To moment, w którym przestajemy czerpać radość z randkowania i zaczynamy traktować je jak uciążliwy obowiązek. Gosia, która randkowała online przez kilka lat, dobrze to zna. Na początku były emocje, adrenalina i śmiech z koleżankami. Później – rozczarowanie i zniechęcenie.

Kiedy przestajesz być kobietą, a stajesz się „profilową”

W pewnym momencie Gosia zauważyła, że każda rozmowa w aplikacji wygląda podobnie. Mało kto pytał o nią samą. Większość konwersacji rozpoczynała się i kończyła pytaniami o seks lub bezpośrednimi propozycjami spotkania. Nawet nieudolnie skrywane intencje były oczywiste. Jakby kobieta była tylko opcją w katalogu – potencjalną nocą, nie człowiekiem.

Taki sposób interakcji pozbawia głębi i prowadzi do wypalenia. Swipe fatigue to nie tylko znudzenie – to emocjonalna pustka, która pojawia się, gdy przez dłuższy czas nie widzisz w tych interakcjach prawdziwego człowieka. Gosia w końcu zrezygnowała z aplikacji. Zamiast tego wybrała samotne wieczory z książką. Uznała, że dają jej więcej niż przewijanie profili, które nie interesują się nią, tylko jej dostępnością.

Loud looking, czyli miłość jako projekt

Z drugiej strony – gdy już trafi się ktoś, kto chce czegoś więcej – może okazać się, że „więcej” przychodzi… zbyt szybko. Aneta poznała Marka przez aplikację. Miły, przystojny, elegancki. Początek znajomości – bajka. Ale już po kilku dniach zaczęły padać pytania: ile dzieci chciałabyś mieć? Jak wyobrażasz sobie dom? Kiedy bierzesz ślub?

To zjawisko nazywane jest „loud lookingiem” – intensywnym, otwartym komunikowaniem swoich celów już na wstępie relacji. Teoretycznie to podejście szczere i dojrzałe. W praktyce? Często przytłaczające. Aneta zaczęła się czuć jak kandydatka w rekrutacji na żonę. Nie było czasu na flirt, śmiech, bycie sobą – był plan i konkretne wymagania. Zakończyła tę znajomość. Potrzebowała relacji, nie projektu.

Psycholożka: „Zaczynamy traktować ludzi jak produkty”

Psycholożka Natalia Żółkowska komentuje oba zjawiska z dużą dozą troski. Swipe fatigue i loud looking nie są fanaberią – są reakcją na przeciążenie emocjonalne i brak autentycznego kontaktu. Aplikacje randkowe opierają się na mechanizmach gier – szybkie bodźce, wizualna gratyfikacja, wybór bez końca. Ale my, jako ludzie, nie jesteśmy maszynami.

Współczesne randkowanie często przypomina hazard. Przesuwamy w prawo, licząc, że „następny” będzie lepszy. A kiedy nie jest – pojawia się zmęczenie, frustracja, a potem cynizm. Zamiast budować relacje, zaczynamy widzieć w ludziach awatary. To odczłowiecza i prowadzi donikąd.

Loud looking ma swoje dobre strony – szczerość, konkret, jasne intencje. Ale i ono wymaga wyczucia. Gdy jest zbyt intensywne, staje się jak rozmowa kwalifikacyjna: pytania, oczekiwania, zero przestrzeni na emocje. Związek to nie plan biznesowy. To relacja, która potrzebuje oddechu.

Czy jest wyjście z cyfrowej pułapki?

Coraz więcej kobiet – takich jak Gosia czy Aneta – zaczyna podważać sens randkowania online. Nie chodzi o to, by demonizować aplikacje. Dla wielu to wciąż realna droga do poznania miłości. Ale może potrzebujemy nowej strategii? Mniej skupionej na wyniku, bardziej na doświadczeniu?

Psycholożka zauważa, że niektóre osoby wracają do tradycyjnych sposobów poznawania ludzi: wspólne zajęcia, hobby, wydarzenia tematyczne. Inne decydują się na przerwę od randkowania. Dają sobie czas na regenerację. Odpoczynek od presji, od oczekiwań, od bycia „na rynku”.

Randkowanie powinno być spotkaniem, nie selekcją

Z opowieści Gosi i Anety wynika jedno: gdzieś po drodze zgubiłyśmy to, co najważniejsze. Człowieka. Relację. Emocjonalną obecność. Czy szukamy przygody, czy związku – w centrum zawsze powinien być drugi człowiek. Nie profil, nie zdjęcie, nie plan na przyszłość.

Miłość nie jest szybkim meczem. Nie rodzi się w pytaniach o preferencje seksualne czy ilość dzieci. Pojawia się tam, gdzie jest ciekawość, ciepło i uważność. I na to warto dać sobie przestrzeń – z aplikacją czy bez niej. Ważne, by pozostać sobą i nie pozwolić się wypalić. Bo serce, które szuka, zasługuje na coś więcej niż tylko swipe.

Dziękujemy, że przeczytałaś/łeś nasz artykuł do końca. Możesz przejść na stronę główną, wejść na naszą stronę na Facebooku, zasubskrybować nas na Instagramie lub posłuchać na Spotify i YouTube. A spragnionych emocji zapraszamy na mNewsy.pl.
Będzie nam niezmiernie miło gdy podzielisz się naszym artykułem ze znajomymi, umieszczając go u siebie na Facebooku lub Instagramie.

Reklama

Aktualne oferty pracy

Zobacz wszystkie
Poznań
5000-7000 PLN
full-time
Zobacz więcej
Warszawa
5000-7000 PLN
full-time
Zobacz więcej
Kraków
5000-7000 PLN
part-time
Zobacz więcej

Pisanie to moja pasja, zwłaszcza gdy mogę poruszać tematy społeczne i kulturalne. Uwielbiam zgłębiać nowe tematy i dzielić się nimi z czytelnikami w sposób przystępny i ciekawy. Każdy tekst to dla mnie okazja do odkrycia czegoś nowego i inspirującego.


Reklama

Więcej w Bez tabu

×