Wydawałoby się, że dzieciństwo powinno być czasem beztroski, bezpieczeństwa i powolnego odkrywania świata. Tymczasem w cyfrowym świecie zacierają się granice wieku, przyzwoitości i zdrowego rozsądku. Kinga Szostko, ekspertka od cyberbezpieczeństwa i twórczyni inicjatywy bezpiecznedziecko.org, bije na alarm. Jak pisze na Instagramie – dzieci nie tylko znajdują się w zasięgu działań dorosłych użytkowników aplikacji randkowych, ale same w nich aktywnie uczestniczą. Zdarza się, że mają zaledwie 10 czy 11 lat.
Aplikacje dla dzieci czy dla dorosłych? O mylących etykietach i braku kontroli
Niektóre randkowe aplikacje oznaczone są jako dostępne już od 12. roku życia. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że skoro są tak dostępne, muszą być dostosowane do młodszych użytkowników. Nic bardziej mylnego. Szostko zwraca uwagę na niebezpieczny paradoks: mimo że wewnątrz aplikacji wymaga się podania daty urodzenia, zazwyczaj wpisanie roku 2009 lub starszego wystarczy, by zyskać pełen dostęp – bez żadnej realnej weryfikacji. To oznacza, że dzieci bez problemu mogą stworzyć profile, publikować zdjęcia i… wchodzić w interakcje z obcymi ludźmi.
Emotikona, która otwiera wrota
Zaledwie jedno kliknięcie – tyle dzieli użytkownika od rozpoczęcia rozmowy z dzieckiem. Wystarczy wybrać ikonę wiadomości i już można pisać, flirtować, wysyłać zdjęcia. Niepokojące? Zdecydowanie. Wstrząsające? Tym bardziej. W aplikacjach można znaleźć dzieci w wieku od 10 do 14 lat, które pozują, opisują swoje „zainteresowania” i zupełnie nieświadome zagrożeń, zapraszają do kontaktu. Czy w ich otoczeniu naprawdę nie ma nikogo, kto by to dostrzegł?
Co poszło nie tak? Zawiódł system czy my wszyscy?
„Zawiedli dorośli” – pisze Szostko bez owijania w bawełnę. I trudno się z nią nie zgodzić. Dzieci nie trafiają do aplikacji randkowych przez przypadek. To efekt ciągu wielu zaniedbań. Rodzice często nie mają pojęcia, co ich dziecko robi online, politycy nie traktują cyfrowego bezpieczeństwa najmłodszych jako priorytetu, a platformy technologiczne korzystają z luki prawnej, którą same stworzyły. Efekt? Dzieci pozbawione nadzoru, zatopione w smartfonach, uczą się bliskości i relacji w miejscach stworzonych z myślą o zupełnie innych potrzebach.
Między samotnością a lajkiem – dlaczego dzieci tam są?
Współczesne dzieci i nastolatki są coraz bardziej samotne, mimo że (a może właśnie dlatego) spędzają mnóstwo czasu w sieci. Wirtualne serduszka, dopiski „szukam miłości” czy zdjęcia w filtrach mają zrekompensować to, czego brakuje im w realnym świecie – bliskości, akceptacji, zainteresowania. Aplikacje randkowe, które oferują szybki kontakt, „dopasowania” i natychmiastowy odzew, wydają się idealną odpowiedzią. Ale są tylko złudzeniem – i niebezpieczną pułapką.
Zamiast chronić – eksponujemy
Wydaje się, że dorośli zapomnieli, jak bardzo wrażliwa jest psychika dziecka. Pozwolenie na nieograniczony dostęp do Internetu bez rozmowy, bez edukacji i bez nadzoru, to jak otwarcie drzwi obcemu w nocy. Zamiast wspierać dzieci w rozwoju emocjonalnym, dajemy im smartfony i zostawiamy z całą nieprzewidywalnością cyfrowego świata. A później – gdy dochodzi do tragedii – pytamy: jak to możliwe?
Randkowe aplikacje – nowe zagrożenie dla nieletnich
Jeszcze do niedawna głównym zagrożeniem były przypadkowe rozmowy na czatach czy grach online. Dziś dzieci z własnej woli, nierzadko nieświadome ryzyka, zakładają konta w aplikacjach, które w założeniu służą dorosłym do poszukiwania relacji, często seksualnych. Dla predatorów to idealne miejsce – mają dostęp do zdjęć, danych lokalizacyjnych, wieku, zainteresowań. A jednocześnie żaden system nie weryfikuje, kto tak naprawdę kryje się po drugiej stronie ekranu.
Edukacja cyfrowa – temat zepchnięty na margines
Cyfrowe bezpieczeństwo dzieci to wciąż temat, który rzadko pojawia się w programach szkolnych, a jeśli już – jest potraktowany marginalnie. Tymczasem dzieci od najmłodszych lat korzystają z urządzeń mobilnych, mają konta w mediach społecznościowych i są wystawione na kontakt z dorosłym światem bez przygotowania. To jakby wrzucić kogoś do oceanu, nie ucząc go pływać. Czy możemy się dziwić, że toną?
Rodzicu, nie bój się pytać
Rozmowa z dzieckiem o tym, co robi w Internecie, nie musi być przesłuchaniem. Powinna być codziennością. Tak samo jak pytamy, co wydarzyło się w szkole, powinniśmy zapytać: z kim dziś pisałeś? Co oglądałaś na TikToku? Czy ktoś nowy dodał cię do znajomych? Brak rozmowy nie chroni dziecka. Wręcz przeciwnie – daje mu sygnał, że jest zdane tylko na siebie.
To nie dzieci są winne
Dzieci nie mają świadomości zagrożeń. Nie są odpowiedzialne za to, że kliknęły „pobierz” albo że przesłały komuś swoje zdjęcie. To my – dorośli – jesteśmy od tego, by je ochronić. To nasza rola: sprawdzać, monitorować, rozmawiać i edukować. Świat cyfrowy nie zniknie. Ale możemy sprawić, by był dla nich bezpieczniejszy.
Co możemy zrobić już teraz?
Po pierwsze: kontrolujmy, co dziecko instaluje na telefonie. Po drugie: sprawdzajmy, z kim się kontaktuje. Po trzecie: uczmy je, że nie każda wiadomość i nie każde serduszko są bezpieczne. Po czwarte: zgłaszajmy profile dzieci na aplikacjach, które nie powinny ich tam mieć. I po piąte – domagajmy się zmian od twórców aplikacji oraz instytucji publicznych. Bo jeśli my nie zaczniemy działać, dzieci będą nadal same – w miejscach, w których nie powinny się nigdy znaleźć.
Bycie świadomym to pierwszy krok do realnej ochrony
Nie musisz być specjalistką od nowych technologii, żeby skutecznie zadbać o swoje dziecko. Wystarczy uważność, otwartość na rozmowę i świadomość, że Internet to nie tylko kolorowe aplikacje, ale też przestrzeń pełna pułapek. Jeśli my, kobiety, mamy siłę by walczyć o wiele spraw – od równouprawnienia po zdrowie psychiczne – to potrafimy też stanąć na straży naszych dzieci. I nie chodzi o kontrolę, ale o obecność – by nie musiały szukać bliskości tam, gdzie czai się zagrożenie.
To nie jest temat, który można przemilczeć. To jest moment, by otworzyć oczy – zanim kolejna dziewczynka spotka się z „przyjacielem” poznanym w aplikacji randkowej.