Wieczór to dla mnie święty czas. Po całym dniu pracy, obowiązków i rozmów z ludźmi, w końcu mogę się wyciszyć i zrobić coś tylko dla siebie. To moment, w którym decyduję, czym nakarmię swój umysł tuż przed snem. I choć Netflix kusi kolejnym odcinkiem, a HBO podrzuca nową produkcję, to od lat wybieram książkę. Dlaczego? Bo to dla mnie coś więcej niż tylko rozrywka.
Książka wycisza, serial pobudza
Zauważyłam, że kiedy wieczorem oglądam serial, trudno mi potem zasnąć. Często kończy się tak, że zamiast jednego odcinka włączam kolejny i nagle okazuje się, że minęły dwie godziny. A gdy już gaszę światło, w mojej głowie wciąż przewijają się obrazy, dialogi, sceny pełne napięcia. Nawet jeśli historia była lekka, to mój mózg wciąż przetwarza informacje, zamiast spokojnie przygotowywać się do snu.
Książka działa zupełnie inaczej. Czytam kilka stron, zanurzam się w świat bohaterów, ale to ja kontroluję tempo tej podróży. Nie ma tu głośnych efektów dźwiękowych, nie ma nagłych zwrotów akcji, które przyprawiają mnie o szybsze bicie serca. Jest tylko papier lub ekran czytnika i spokojny rytm liter. To wycisza, pozwala się skupić na jednym wątku, a nie na bombardujących mnie bodźcach.

Książka to trening dla wyobraźni
Serial podaje mi wszystko na tacy – widzę twarze bohaterów, słyszę ich głosy, znam dokładnie scenerię, w której się poruszają. W przypadku książki to ja tworzę te obrazy w głowie. W mojej wyobraźni bohaterowie wyglądają tak, jak chcę, ich świat nabiera barw, które sama nadaję. To jak trening dla umysłu – pobudza kreatywność, pozwala mi ćwiczyć zdolność wizualizacji, co w dzisiejszym świecie obrazków i krótkich filmików jest naprawdę wartościowe.
Pamiętam, jak po przeczytaniu książki, którą później zekranizowano, miałam zupełnie inną wizję niektórych postaci. Moje wyobrażenie nie zawsze zgadzało się z tym, co pokazali twórcy filmowi. I to jest wspaniałe – bo dzięki książkom każdy z nas może stworzyć swój własny świat, a nie tylko odbierać gotowe obrazy.
Książka nie uzależnia jak serial
Nie oszukujmy się – większość platform streamingowych działa tak, byśmy nie mogli się oderwać. Odcinki kończą się w taki sposób, że niemal odruchowo włączamy następny. A jeśli mamy wolny wieczór, to bardzo łatwo popaść w binge-watching, czyli oglądanie całego sezonu za jednym zamachem. I wtedy nagle budzimy się o pierwszej w nocy, zmęczeni i poirytowani, bo planowaliśmy położyć się wcześniej.
Książka działa inaczej. Mam nad nią kontrolę. Mogę przeczytać jeden rozdział, kilka stron, a potem odłożyć ją na stolik nocny. Nie ma tu algorytmu, który zmusza mnie do kontynuowania. Oczywiście, zdarzają się momenty, gdy książka tak mnie wciąga, że czytam do późna, ale nigdy nie mam po niej takiego uczucia przebodźcowania jak po serialu.
Czytanie poprawia jakość snu
To nie jest tylko moje subiektywne odczucie – badania potwierdzają, że czytanie przed snem działa korzystnie na jakość odpoczynku. Światło ekranu telefonu czy telewizora emituje niebieskie światło, które hamuje produkcję melatoniny – hormonu snu. Z kolei czytanie papierowej książki lub korzystanie z czytnika z ciepłym podświetleniem nie zakłóca tego procesu.
Od kiedy zamieniłam wieczorne oglądanie na czytanie, zasypiam szybciej i śpię głębiej. Nie budzę się w nocy, nie mam poczucia, że mój umysł wciąż gdzieś błądzi. Po prostu się regeneruję, a rano czuję się bardziej wypoczęta.

Książki dają coś więcej niż tylko rozrywkę
Nie twierdzę, że seriale są złe – wręcz przeciwnie, wiele z nich jest świetnie zrealizowanych i potrafią dostarczyć mnóstwo emocji. Ale książka daje mi coś więcej. Pozwala wejść głębiej w historię, lepiej poznać bohaterów, zrozumieć ich motywacje. To inna forma obcowania z opowieścią – bardziej intymna, wymagająca większego zaangażowania, ale przez to bardziej satysfakcjonująca.
Poza tym książki poszerzają słownictwo, uczą nowych rzeczy, pobudzają do refleksji. Często zdarza się, że jedna dobra książka zostawia we mnie ślad na długo, podczas gdy serial, który obejrzałam kilka tygodni temu, już dawno wypadł mi z pamięci.
Moje wieczorne rytuały
Dziś wieczorne czytanie to dla mnie rytuał. Wyciszam telefon, robię sobie herbatę lub kakao, otulam się kocem i zanurzam w książce. Nie potrzebuję więcej, by poczuć, że mam czas tylko dla siebie.
Nie czuję presji, by skończyć rozdział jak najszybciej. Nie mam wrażenia, że coś mnie goni. Po prostu czytam we własnym tempie, a kiedy czuję, że oczy mi się zamykają, odkładam książkę i gaszę światło. Nie muszę martwić się cliffhangerem, nie mam wyrzutów sumienia, że znowu obejrzałam za dużo. Jest tylko spokój, odprężenie i poczucie dobrze spędzonego czasu.
Wybór książki zamiast serialu przed snem to dla mnie coś więcej niż tylko kwestia preferencji – to sposób na lepszy sen, spokojniejszy wieczór i bardziej wartościowe doświadczenie. Czytanie daje mi kontrolę nad tym, jak i kiedy kończę dzień. Nie uzależnia, nie przebodźcowuje, a jednocześnie dostarcza mi rozrywki na najwyższym poziomie.
A Ty? Co wybierasz przed snem – książkę czy serial?