Po krótkiej przerwie „Black Mirror” wraca z nową serią, a pierwszy odcinek zatytułowany „Zwyczajni ludzie” stanowi świetny przykład tego, za co pokochaliśmy ten serial: technologiczna dystopia spleciona z bardzo ludzkimi emocjami.
Historia skupia się na Amandzie i Mike’u, zwykłym małżeństwie, które zostaje zmuszone do zmierzenia się z tragiczną diagnozą. Amanda zapada na nieuleczalną chorobę, a w desperackiej próbie uratowania jej życia, Mike decyduje się skorzystać z oferty firmy Rivermind – technologicznej usługi pozwalającej „przechować” świadomość chorego w cyfrowym świecie. Na początku wydaje się, że to cud: Amanda może kontynuować życie w alternatywnej formie, a ich relacja trwa mimo wszystko. Jednak szybko okazuje się, że to rozwiązanie ma swoją cenę – nie tylko finansową, ale i emocjonalną.

Odcinek bardzo mocno uderza w temat komercjalizacji opieki zdrowotnej. Rivermind działa jak model subskrypcyjny – aby Amanda mogła funkcjonować na sensownym poziomie, Mike musi coraz więcej płacić. Z każdym kolejnym dniem dostęp do podstawowych „funkcji” Amandy jest ograniczany, chyba że wykupi droższy pakiet. Z pozoru futurystyczna wizja nagle staje się przerażająco znajoma, przypominając nam o realnych problemach dzisiejszej służby zdrowia.
Ogromnym atutem „Zwyczajnych ludzi” są świetne kreacje aktorskie. Rashida Jones i Chris O’Dowd w rolach głównych tworzą przejmujący duet. Ich postacie są prawdziwe, złamane, pełne sprzecznych emocji – od nadziei, przez gniew, aż po rezygnację. Dzięki nim dramat rozgrywający się na ekranie naprawdę porusza widza.

Ważne jest też to, że ten odcinek nie stawia technologii jednoznacznie w roli „złego”. Pokazuje ją raczej jako narzędzie – to ludzie i systemy finansowe decydują, czy zostanie użyte dla dobra czy dla wyzysku. To subtelne, ale bardzo dojrzałe podejście, które przypomina najlepsze epizody wcześniejszych sezonów, takie jak „San Junipero” czy „Be Right Back”.

Pod względem wizualnym „Zwyczajni ludzie” utrzymują charakterystyczny dla serii chłodny, minimalistyczny styl, który świetnie podkreśla emocjonalne wyobcowanie bohaterów. Tempo narracji jest spokojne, ale narastające napięcie nie pozwala oderwać wzroku od ekranu.„Zwyczajni ludzie” to powrót „Black Mirror” do formy, na którą czekali fani. To odcinek boleśnie aktualny, poruszający i zmuszający do refleksji – nie tylko o przyszłości technologii, ale przede wszystkim o naszych dzisiejszych wyborach i wartościach. Charlie Brooker udowadnia, że nadal potrafi opowiadać historie, które zostają z nami na długo po obejrzeniu.