Czasami mam wrażenie, że randkowanie przez internet stało się jednym wielkim eksperymentem psychologicznym. Mam na imię Andrzej i – jak wielu mężczyzn po trzydziestce/czterdziestce – próbuję jeszcze wierzyć, że w tej całej aplikacyjnej rzeczywistości można spotkać kogoś, kto naprawdę chce się poznać. Ale z każdą kolejną sparowaną osobą coraz trudniej mi w to wierzyć.
Match, który znika bez słowa
Przesuwam w prawo. Ona też przesunęła. Mamy parę. Serce bije odrobinę szybciej. Może teraz się uda? Może to będzie ta jedna z dziesięciu, która naprawdę odezwie się jako pierwsza? Ale nie. Mijają godziny. Potem dni. Wchodzę do aplikacji – para zniknęła. Bez jednego słowa. Bez: „Hej”, „Pomyliłam się”, „Jednak nie czuję tego”.
To się dzieje raz, drugi, piętnasty. I nie rozumiem tego. Dlaczego kobieta daje mi znak zainteresowania, by po chwili kompletnie mnie zignorować? Jakie są jej intencje? I co gorsza – co to robi z moją psychiką?
Czy to ja coś robię nie tak?
Naturalna reakcja: zaczynam szukać winy w sobie. Może mam za słabe zdjęcie? Może źle opisałem siebie w bio? Może wyglądam na kogoś, kto nie zasługuje na wiadomość? A może… po prostu nie jestem wystarczająco interesujący?
Ale potem przychodzi refleksja. To nie o mnie chodzi. To nie jest osobiste. To system tak działa. To ludzie nauczyli się traktować innych jak cyfrowe byty – można je po prostu wyłączyć, usunąć, zignorować. Nie trzeba się tłumaczyć. Nie trzeba nawet być przyzwoitym.
Zjawisko ghostingu i strach przed relacją
Zacząłem szukać psychologicznego wyjaśnienia. Może to kwestia lęku? Może niektóre kobiety sparowują się tylko po to, by sprawdzić, „czy się da”. Może szukają potwierdzenia własnej atrakcyjności. Dla nich to tylko ćwiczenie ego. Match, który nic nie znaczy.
Albo po prostu nie są gotowe na prawdziwy kontakt. Bo kontakt to odpowiedzialność. To decyzja: „odezwę się, odpowiem, rozwinę temat”. A odpowiedzialność to coś, czego w aplikacjach jest coraz mniej.
Zderzenie z rzeczywistością cyfrowych relacji
Siedzę więc wieczorem i patrzę w telefon. Przesuwam, sparowuję, a potem… nic. Zero. Cisza. A czasem nawet brutalne skasowanie pary, zanim zdążę napisać „hej”. Trudno nie brać tego do siebie, nawet jeśli wiem, że to nie o mnie. Bo jestem człowiekiem. Mam emocje. Mam nadzieję. Chciałbym z kimś pogadać. Z kimś się pośmiać. Może nawet zakochać.
Ale aplikacje tego nie ułatwiają. A kobiety, które bez słowa znikają po sparowaniu, sprawiają, że randkowanie staje się nie tylko frustrujące, ale wręcz bolesne.
Czego naprawdę szukamy w tych aplikacjach?
Zastanówmy się wspólnie, kobiety i mężczyźni: po co w ogóle tu jesteśmy? Czy chodzi tylko o zabawę? O zbieranie serduszek? O karmienie swojego ego? Czy może naprawdę, pod tym wszystkim, każdy z nas tęskni za kimś, z kim można będzie zbudować coś więcej?
Bo jeśli tylko chcemy być adorowani i adorować – to w porządku. Ale miejmy odwagę mówić to wprost. Nie udawajmy, że „może się coś z tego rozwinie”, jeśli od początku nie mamy takiego zamiaru. I jeśli już klikamy „lubię to” i tworzymy parę – miejmy chociaż minimum szacunku, by nie znikać bez śladu.
Nie mam do Was pretensji, ale mam pytanie
Kobieto – nie oceniam Cię. Nie krzyczę. Ale pytam: po co to wszystko? Po co tworzyć parę, jeśli nie masz zamiaru napisać słowa? Po co dodajesz mnie do swoich „matchów”, jeśli zaraz potem znikasz?
Może to nie Ty jesteś nienormalna. Może to cały system jest popsuty. Ale jeśli choć raz też poczułaś frustrację, smutek, rozczarowanie – wiedz, że ja też to czuję. Codziennie.
I może czas przestać się tylko przesuwać. Może czas naprawdę się zatrzymać. I zapytać: czy jesteśmy jeszcze ludźmi? Czy tylko użytkownikami znikających par?