To niesamowite, jak bardzo nasz sposób postrzegania urody jest wypaczony przez social media, filtry, profesjonalne światło i mistrzowski makijaż. Widzimy znane twarze na czerwonych dywanach, w teledyskach, na okładkach – i nieświadomie porównujemy się do tej wyreżyserowanej iluzji. Tymczasem, gdy zdjęcia gwiazd bez makijażu trafiają do sieci, okazuje się, że są… zwyczajne. Tak jak my wszystkie. A czasem nawet mniej niż zwyczajne.
Na popularnym demotywatorze zestawiono zdjęcie Taylor Swift w pełnym makijażu z jej naturalnym wizerunkiem – bez grama kosmetyku. Poniżej pojawia się podpis, który rozbawia, ale też daje do myślenia: „Założę się, że w Biedronce czy tam Żabce na Twoim osiedlu pracuje przynajmniej jedna kobieta ładniejsza od Taylor Swift bez makijażu.”
I wiecie co? W pełni się z tym zgadzam.

Piękno nie nosi nazwisk
Zawsze fascynowało mnie, dlaczego kobiety z ekranu mają przyzwolenie na to, by być “ikonami urody”, podczas gdy codzienne kobiety – ekspedientki, fryzjerki, pielęgniarki – które mijamy w życiu, są pomijane, niezauważane, a często ich naturalna uroda przewyższa tę celebrycką. Bo mają w oczach błysk, bo się uśmiechają bez kalkulacji, bo noszą zmarszczki z godnością i nie podciągają twarzy w Photoshopie.
Czy naprawdę uważamy, że osoba na ekranie jest ładniejsza tylko dlatego, że ktoś ją pokazał w telewizji, wystylizował i ustawił światło?
Osiedlowa piękność w dresie
Zastanów się, ile razy mijałaś kobietę w warzywniaku, która miała niesamowite, jasne oczy, idealną cerę czy przepiękny uśmiech? Ile razy Twoja koleżanka z pracy, z włosami w nieładzie i w T-shircie, wyglądała tak naturalnie dobrze, że pomyślałaś: „Wow, mogłaby być modelką”? I teraz pomyśl, że ta koleżanka nie ma do dyspozycji sztabu wizażystów, stylistów i światła ustawionego przez ekipę telewizyjną. A mimo to błyszczy. Bo nie musi się „produkować”, by być sobą.
Taylor Swift i efekt oczekiwań
Nie chodzi tu o krytykę Taylor Swift jako kobiety. Chodzi o mechanizm. Taylor, podobnie jak setki innych gwiazd, padła ofiarą naszego zbiorowego oczekiwania, że celebrytki muszą być zawsze „piękne”. Ale nikt nie jest. I nie musi być. Bo piękno to nie tapeta.
Zderzenie tych dwóch twarzy – tej wykreowanej i tej prawdziwej – obnaża prawdę: makijaż to nie magia, to narzędzie. A każda kobieta, jeśli by ją tak wystylizować, mogłaby wyglądać jak hollywoodzka gwiazda. Naprawdę – każda.
Kobiecość nie potrzebuje sceny
Żyjemy w czasach, kiedy zaczynamy rozumieć, że prawdziwa atrakcyjność tkwi w autentyczności. Coraz więcej kobiet rezygnuje z makijażu na co dzień, pokazuje siebie w wersji „domowej” w social mediach, akceptuje swoje niedoskonałości. I to właśnie jest najbardziej sexy. Bo prawda – ta codzienna, osiedlowa, bez filtrów – przemawia mocniej niż perfekcyjnie ułożona sesja zdjęciowa.
Nie trzeba być Taylor Swift, by być piękną. Czasem wystarczy być sobą, niech to będzie nawet z cieniami pod oczami po nieprzespanej nocy. A ten demotywator, choć z humorem, jest pewną formą przebudzenia – że może warto spojrzeć w lustro z większą łagodnością.
Nie dajmy się złudzeniu
Każda z nas zna kobietę, która w dresie i z rozczochranymi włosami wygląda tak dobrze, że aż trudno oderwać wzrok. Każda z nas zna piękno w wersji nieoczywistej – bo piękno nie musi błyszczeć na czerwonym dywanie. Może stać przy kasie w Żabce, może przechadzać się z dzieckiem po parku, może być właśnie Tobą – tylko jeszcze w to nie uwierzyłaś.
Nie porównuj się. Nawet Taylor bez makijażu to po prostu dziewczyna z sąsiedztwa. I wiesz co? Może Ty wyglądasz lepiej.