Internet zawrzał po ogłoszeniu, że znana influencerka Aniela Woźniakowska, działająca pod pseudonimem Lil Masti, utworzyła fundację „Dzieci są z nami”. Celem tej inicjatywy ma być wspieranie rodziców, którzy decydują się publikować zdjęcia i informacje o swoich dzieciach w mediach społecznościowych – praktykę nazywaną sharentingiem. Choć dla wielu rodziców to sposób na dzielenie się codziennością, inni dostrzegają w tym zjawisku zagrożenie dla prywatności najmłodszych.
Sharenting – czym tak naprawdę jest?
Pojęcie „sharenting” powstało z połączenia angielskich słów “share” (dzielić się) oraz “parenting” (rodzicielstwo). Oznacza publikowanie przez opiekunów treści dotyczących ich dzieci, często bardzo osobistych – od zdjęć z kąpieli, przez relacje z chorób, po emocjonalne opisy dnia codziennego. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby dzieci miały możliwość wyrażenia zgody – a w większości przypadków są zbyt małe, by cokolwiek zrozumieć lub się sprzeciwić.
Fundacja Lil Masti – deklaracja wsparcia dla rodziców
Aniela Woźniakowska ogłosiła powstanie fundacji jako formę przeciwwagi wobec ruchów, które – jej zdaniem – dążą do usunięcia wizerunku dzieci z przestrzeni cyfrowej. W jej deklaracji pojawiły się hasła o „edukacji” oraz „ochronie praw dzieci w sieci”. Sama fundacja ma za zadanie wspierać opiekunów, którzy decydują się na obecność swoich pociech w internecie. „Niech nasza fundacja będzie symbolem zmiany” – napisała Woźniakowska, zachęcając do tworzenia „wspierającego środowiska” dla rodzin.
Reakcje nie pozostawiły złudzeń
Komentarze, które pojawiły się pod ogłoszeniem, nie były przychylne. Wypowiedzieli się zarówno internauci, jak i inni twórcy internetowi. Influencer Naruciak bez ogródek podsumował inicjatywę słowami: „Dzieci się chroni, a nie promuje”. Z kolei Martyna Kaczmarek, uczestniczka „Top Model”, wyraziła wątpliwości, pytając, czy istnieją jakiekolwiek badania potwierdzające pozytywny wpływ sharentingu na rozwój dziecka.
Internauci krytykowali także motywacje stojące za założeniem fundacji. Pojawiły się opinie mówiące wprost, że jest to próba usprawiedliwienia zarabiania na dzieciach. Padały mocne słowa – od oskarżeń o wykorzystywanie dzieci dla zysków, po sugestie, że taka działalność zwiększa ryzyko narażenia najmłodszych na przemoc w sieci.
Etyczny aspekt sharentingu
Zjawisko sharentingu rodzi wiele dylematów, których nie sposób zignorować. Obecnie dzieci pojawiają się w sieci jeszcze zanim nauczą się mówić. Ich twarze, emocje i historie trafiają do internetu, gdzie pozostają na zawsze – często bez jakiejkolwiek refleksji ze strony dorosłych. Eksperci wskazują, że jest to nie tylko nieetyczne, ale i potencjalnie szkodliwe.
Psychologowie oraz obrońcy praw człowieka podkreślają, że najmłodsi – mimo iż zależni od opiekunów – mają takie same prawa do prywatności, jak dorośli. Dziecko nie może samodzielnie zdecydować, czy chce być częścią cyfrowego świata. Nie wie, co oznacza obecność w mediach społecznościowych, nie rozumie zagrożeń ani konsekwencji.
Nieznane konsekwencje – i realne zagrożenia
Nie istnieją jeszcze długoterminowe badania pokazujące pełny wpływ obecności dziecka w sieci na jego przyszłość. Jedno jednak wiadomo – wizerunek opublikowany raz, trudno całkowicie usunąć. Dodatkowo nie da się kontrolować, w jaki sposób zdjęcia czy nagrania zostaną wykorzystane. Od nieautoryzowanego rozpowszechniania po możliwe manipulacje – zagrożeń jest wiele.
Magdalena Bigaj, prezeska Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa, oraz edukatorka Ola Rodziewicz od lat ostrzegają przed skutkami upubliczniania wizerunku dzieci. Wskazują na rosnącą potrzebę działań ochronnych, a nie promocyjnych. Ich głosy stają się szczególnie istotne w kontekście takich inicjatyw, jak fundacja Lil Masti.
Edukacja czy normalizacja? Gdzie leży granica?
Twórcy internetowi często tłumaczą, że ich celem jest edukacja i budowanie świadomości. Jednak granica między dzieleniem się a eksploatacją dziecka bywa cienka. Gdy publikacje przynoszą korzyści finansowe, a treści stają się elementem strategii marketingowej – rodzi się pytanie: czy to jeszcze parenting, czy już biznes?
W świecie, gdzie każde kliknięcie i wyświetlenie może przynieść zysk, pokusa pokazania „słodkiego życia rodzinnego” jest ogromna. Tymczasem dzieci nie mają narzędzi, by się bronić. Nie mają też świadomości, że ich dzieciństwo stało się częścią publicznego spektaklu.
Odpowiedzialność dorosłych i konieczność regulacji
Prawo w Polsce jeszcze nie nadąża za cyfrową rzeczywistością. Wiele aspektów związanych z prywatnością i ochroną dzieci w sieci pozostaje w szarej strefie. Dlatego tak ważne są działania edukacyjne, ale również prace legislacyjne. Fundacje i organizacje pozarządowe mogłyby odegrać ogromną rolę – o ile ich celem byłaby faktyczna ochrona dzieci, a nie marketingowe wsparcie działań influencerów.
Tworzenie instytucji, które promują sharenting jako coś pozytywnego, bez szerszej refleksji nad konsekwencjami, budzi słuszne obawy. Społeczeństwo potrzebuje mądrego dialogu – o granicach, o prawach dziecka i o odpowiedzialności dorosłych. Bo to dorośli, nie dzieci, ponoszą konsekwencje swoich decyzji. A raczej – dzieci je ponoszą, ale nie mają na nie wpływu.
Głos kobiet w tej dyskusji
To właśnie kobiety – matki, edukatorki, psycholożki i aktywistki – coraz częściej zabierają głos w tej debacie. Wiedzą, jak łatwo zatracić się w chęci pokazania „idealnego życia”, jak silna bywa presja na bycie aktywną w sieci i jak trudno odróżnić potrzebę autentyczności od potrzeby aprobaty. Dlatego tak ważne jest, byśmy – jako kobiety – wspierały się wzajemnie w podejmowaniu świadomych decyzji. Dla dobra swoich dzieci. I dla własnego spokoju sumienia.
Podsumowanie: w imię dzieci, nie zasięgów
Debata wokół fundacji „Dzieci są z nami” to tylko wierzchołek góry lodowej. Sharenting, choć dla wielu niewinny, może nieść ze sobą dalekosiężne skutki. W świecie, gdzie każdy ma dostęp do kamery i konta w mediach społecznościowych, warto zadać sobie jedno, kluczowe pytanie: czy naprawdę potrzebujemy pokazywać wszystko?
Bo być może najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa to te, których nie znajdziemy w archiwum Instagrama – tylko w albumach domowych, opowieściach przy kolacji i w sercu.