Masz czasem wrażenie, że jesteś dla wszystkich, tylko nie dla siebie? Że wszyscy mają do Ciebie jakieś oczekiwania, sprawy, potrzeby – a Ty jesteś jak niewidzialna centrala, która wszystko odbiera, analizuje i rozdaje siły na lewo i prawo?
Bo ja tak. I wiele kobiet, z którymi rozmawiam, też. I to nie jest wina żadnego konkretnego człowieka. To często wynik lat przyzwyczajeń, wychowania, społecznych ról. Tylko że to się nie kończy dobrze, jeśli w porę nie powiemy „stop”.
Miłość nie polega na poświęcaniu siebie
Od małego uczono nas, że warto być pomocną, czułą, uważną. To piękne wartości. Ale czasem przekraczamy granicę. Zamiast dawać z serca, zaczynamy wypłukiwać się do cna – byle tylko inni byli zadowoleni.
Tylko że miłość, która zabiera nam zdrowie, spokój i sen, nie jest już miłością. To często lęk. Przed odrzuceniem. Przed konfliktem. Przed tym, że ktoś powie, że jesteśmy egoistkami.
A przecież dbanie o siebie to nie egoizm. To rozsądek. To troska o tych, których naprawdę kochamy. Bo tylko wtedy, kiedy jesteśmy w równowadze, możemy dawać z czystego źródła.
Nie każda prośba zasługuje na zgodę
To zdanie zmieniło moje życie. Serio. Bo wcześniej reagowałam na każdą wiadomość, każdą potrzebę, każde „czy możesz?”. Oczywiście, że mogłam. Zawsze. Tylko że coraz częściej robiłam to z zaciśniętymi zębami, na ostatnich oparach energii.
Dziś wiem, że nie wszystko muszę. Że „nie” to pełne zdanie. I że odmawianie to też forma szacunku – do siebie, do czasu, do życia. Zwłaszcza jeśli mam wybierać między własnym spokojem a czyimś chwilowym zadowoleniem.
Granice nie ranią. Granice chronią
Często boimy się, że mówiąc „nie”, zranimy kogoś. Ale prawda jest taka, że brak granic rani nas samych. A kiedy jesteśmy poranione, prędzej czy później ranimy też innych – przez frustrację, przemęczenie, oschłość.
Postawienie granicy to nie agresja. To czułe powiedzenie: „kocham Cię, ale teraz nie mogę”, „chciałabym pomóc, ale potrzebuję odpoczynku”, „jestem zmęczona i to nie jest dobry moment”.
Granica to szacunek. Do siebie i do drugiej osoby.
Kobieta bez przestrzeni znika w oczach
Zaczyna dzień od wstawania dla innych. Robi śniadania, organizuje, planuje, ogarnia. Potem praca – dla zespołu, dla przełożonych. Po pracy – dzieci, partner, sprawy rodzinne. Wieczorem pada na twarz, ale jeszcze zmyje naczynia, nastawi pranie, może przygotuje lunch na jutro.
A gdzie ona sama? Jej potrzeby, jej ciało, jej głowa, jej marzenia?
Nie ma. Bo nikt jej nie dał przestrzeni. A ona sama też jej sobie nie dała. I właśnie dlatego trzeba zacząć – czasem pierwszy raz w życiu – stawiać siebie na liście ważnych spraw.
„Nie dzisiaj” to też miłość
Bo miłość to nie tylko robienie wszystkiego dla wszystkich. To też dbanie o siebie, by móc być obecną i autentyczną.
Jeśli czujesz, że nie dasz rady – nie rób. Jeśli czujesz, że to Cię wypala – powiedz o tym. Jeśli coś Cię rani – zareaguj. Masz do tego prawo. Masz prawo do odpoczynku, do wycofania się, do wyznaczenia bezpiecznego dystansu.
Nie musisz ratować świata każdego dnia. Czasem najpiękniejsze, co możesz zrobić, to uratować siebie.
Jesteś ważna. Nawet jeśli nic nie robisz
To jedno z najtrudniejszych zdań do przyswojenia dla nas, kobiet. Bo przecież od zawsze „coś robiłyśmy”. Coś dawałyśmy. Byłyśmy „potrzebne”. Ale potrzebna jesteś nie dlatego, że robisz. Jesteś potrzebna, bo jesteś.
Możesz po prostu być. Bez obowiązku bycia produktywną. Bez wyrzutów sumienia, że odmawiasz. Bez konieczności tłumaczenia się z każdej decyzji.
To, że stawiasz siebie na pierwszym miejscu, nie oznacza, że kogoś zaniedbujesz. To znaczy, że dojrzewasz. I że przestajesz się rozdrabniać dla świata, który nigdy się nie nasyci.