O sexworkingu mówi się dziś głośno – często w różowych barwach, przy dźwiękach popowych piosenek i w otoczeniu luksusowych przedmiotów. Ale głosy kobiet, które z tego świata wyszły i przeżyły go na własnej skórze, są zepchnięte na margines. Są niewygodne, bo nie wpisują się w narrację „wolności”, „wyboru” i „siły”. A to właśnie one powinny być słyszane najmocniej. Bo są prawdziwe.
Początek nigdy nie wygląda źle
Dla wielu kobiet wszystko zaczyna się pozornie niewinnie. Konto na OnlyFans, zdjęcie w bieliźnie, „tylko zmysłowe treści”, „nie pokazuję nic więcej”. Sponsorowana kolacja, drogi prezent, wiadomość typu: „Jesteś wyjątkowa, pozwól mi się tobą zaopiekować”. Granica przesuwa się powoli. Nikt nie mówi od razu: „sprzedaj ciało”. To zawsze opowieść o niezależności, pieniądzach, których wcześniej nie było, i o władzy – rzekomo w rękach kobiety.
Dopiero z czasem kobiety zaczynają widzieć, że to nie one pociągają za sznurki. Że są uzależnione – od pieniędzy, atencji, pochwał. I że każda kolejna granica, którą przekroczą, już nigdy nie wróci na swoje miejsce.
„Myślałam, że to tylko na chwilę…”
Magda, 28 lat, zaczęła od sprzedaży zdjęć. Tylko twarz, potem twarz i nogi, potem cała sylwetka. „Miałam kredyt, zero pomocy od rodziny, byłam sama. Pomyślałam, że to będzie szybki strzał – zarobię, ogarnę się, wrócę do normalnej pracy. Nie wróciłam. Bo tam zarabiałam w tydzień tyle, ile w miesiąc na etacie.”
Sama przyznaje, że wciągnęła się, ale też uzależniła od komplementów. Od tego, że ktoś pisał, że jest najpiękniejsza. „Przez moment poczułam się kimś. A przecież przez całe życie czułam się nikim.”
Po dwóch latach zrezygnowała. Dziś jest na terapii. „Nie potrafię się rozebrać przed facetem, nawet jeśli mnie kocha. Wstydzę się swojego ciała, bo ono stało się narzędziem. Tyle razy udawałam, że jestem podniecona, szczęśliwa, radosna. A w środku byłam martwa.”
Życie po „karierze”
Nie mówi się głośno o tym, jak wygląda życie kobiety po sexworkingu. Jakie niesie to konsekwencje psychiczne, emocjonalne, społeczne. Trudności z nawiązywaniem bliskości. Lęk, że ktoś z przeszłości się odezwie. Strach, że materiały wypłyną. I codzienne pytanie: „A co jeśli kiedyś moje dziecko to znajdzie?”.
Ewelina, 35 lat, była eskortką za granicą. „Wróciłam z pieniędzmi, kupiłam mieszkanie, skończyłam studia. Ale w głowie siedzą mi twarze tych facetów. Ich dłonie. Ich słowa. Przez lata byłam miła za pieniądze. Udawałam, że wszystko mi się podoba. A czasem po prostu się bałam.”
Dziś mówi wprost: nie poleca tego nikomu. Nie zna kobiety, która po tym wyszła silniejsza. „Wszystkie płaciły jakąś cenę. Psychiką, zdrowiem, samotnością. Tego nie pokazują na TikToku.”
Dlaczego tak trudno przestać?
Wiele kobiet próbuje się wyrwać z tej pracy, ale to nie takie proste. Po pierwsze – finanse. W sexworkingu zarabia się szybko i dużo. Zwykła praca po tym wydaje się upokarzająco nisko płatna. Po drugie – uzależnienie od atencji. Gdy przestajesz być „boginią dla tysięcy”, nagle czujesz się nikim. Po trzecie – brak zrozumienia. Nawet bliscy często nie wiedzą, przez co przeszłaś, i nie potrafią ci pomóc.
To jak zerwanie z nałogiem – fizycznie możesz to zrobić, ale psychicznie pozostajesz w tym miejscu jeszcze długo. A społeczeństwo tylko dokłada – albo stygmatem, albo bagatelizowaniem.
„Byłam odważna, że się wycofałam”
Kasia miała konto na OnlyFans przez 8 miesięcy. Pokazywała ciało, wysyłała prywatne nagrania. „Widziałam, że koleżanki kupują sobie torebki, podróżują. Czułam się gorsza, więc też założyłam. Długo się łamałam, ale raz, drugi, trzeci – aż weszło w nawyk.”
Po pół roku miała już ponad 1000 subskrybentów. Ale nie spała. „Śniło mi się, że ktoś mnie rozpozna na ulicy. Albo że moja mama znajdzie moje zdjęcia. Miałam duszności, ataki paniki.”
Dziś pracuje w małej księgarni. „Zarabiam 5 razy mniej. Ale śpię spokojnie. I nie mam już wrażenia, że jestem tylko ciałem.”
Nie dajmy sobie zamknąć ust
Warto głośno mówić o takich historiach. O kobietach, które przeszły przez ten świat i nie wyszły z niego z uśmiechem. Nie po to, by je osądzać, ale by pokazać, że ta „wolność” nie zawsze jest wyborem. Często jest krzykiem rozpaczy. A wyjście z niej – aktem największej odwagi.
Niech ten głos wybrzmi w przestrzeni publicznej równie głośno jak te, które promują sexworking jako styl życia. Bo gdzieś obok są kobiety, które cierpią w ciszy. I potrzebują wiedzieć, że nie są same. Że mogą wyjść. I że nie są gorsze.