Dzień dobry,
piszę do Was, bo od dawna noszę się z zamiarem wyrzucenia z siebie pewnych przemyśleń i emocji. Mam na imię Monika, mam 39 lat, dwójkę wspaniałych dzieci i kochanego męża. Nasze życie – przynajmniej na papierze – powinno wyglądać całkiem dobrze. Oboje pracujemy na pełen etat, łącznie zarabiamy ponad 11 tysięcy złotych miesięcznie na rękę. Mamy własne mieszkanie, którego kredyt jest już prawie całkowicie spłacony. I wydawałoby się, że przy takich zarobkach powinniśmy żyć bez większych trosk, odkładać na przyszłość, planować wakacje, spokojnie oszczędzać na “czarną godzinę”.
A jednak rzeczywistość jest zupełnie inna.
Zarabiamy dużo, a mimo to oszczędzanie jest niemożliwe
Nie ukrywam – kiedy mąż zmienił pracę i nasze dochody skoczyły, odetchnęliśmy z ulgą. Myśleliśmy, że teraz wreszcie będziemy mogli budować poduszkę finansową, może za rok czy dwa kupimy lepszy samochód, zaczniemy oszczędzać na studia dla dzieci. Przez moment czuliśmy się naprawdę bezpiecznie.
Szybko jednak okazało się, że mimo większych zarobków… ledwo dociągamy do przysłowiowego pierwszego. Każdy miesiąc kończy się tym samym – wyczekiwaniem wypłaty i kombinowaniem, jak związać koniec z końcem. Na oszczędzanie nie zostaje nic. Dosłownie nic.
Gdzie znikają nasze pieniądze?
Postanowiłam spisać wszystkie nasze miesięczne wydatki. Zaskoczyło mnie, jak szybko kwoty zaczęły się sumować:
• Rachunki za prąd, gaz, wodę, internet i telefon – około 1200 zł,
• Czynsz i opłaty za mieszkanie – 800 zł,
•Żywność – średnio 3000 zł (przy czteroosobowej rodzinie naprawdę nie szalejemy w sklepach),
• Paliwo i transport – 1000 zł,
• Zajęcia dodatkowe dzieci (angielski, basen) – 700 zł,
• Ubezpieczenia, przedszkole, szkoła, leki – kolejne 600-700 zł,
•Odzież, obuwie, podstawowe zakupy domowe – około 500 zł miesięcznie (czasem więcej).
Do tego oczywiście dochodzą różne “niespodzianki” – naprawa samochodu, prezenty na urodziny dla znajomych, szkolne wycieczki, wizyty u lekarzy prywatnych.
I w zasadzie miesiąc się kończy, a z naszej teoretycznie wysokiej pensji nic nie zostaje. Czasem nawet brakuje.
Dlaczego tak jest?
Często słyszymy w mediach, że “przecież wystarczy dobrze zarządzać budżetem”. A my naprawdę próbujemy! Planujemy wydatki, robimy zakupy z listą, korzystamy z promocji. Nie kupujemy luksusowych rzeczy, nie mamy kredytów konsumpcyjnych, nie wyjeżdżamy co roku na zagraniczne wakacje.
Problem w tym, że koszty życia dramatycznie wzrosły. Ceny podstawowych produktów spożywczych, rachunki, paliwo – wszystko jest droższe niż jeszcze kilka lat temu. Nasze zarobki nominalnie wzrosły, ale realna siła nabywcza spadła. I mimo że wydaje się, że zarabiamy “dobrze”, w rzeczywistości funkcjonujemy na granicy stabilności finansowej.
Czy ktoś z Was ma podobnie?
Piszę ten list, bo jestem ciekawa, czy tylko ja czuję taką frustrację. Czy tylko my – rodzina, która według statystyk powinna sobie radzić bez problemu – mamy wrażenie, że życie stało się niekończącym się pasmem wyrzeczeń? Czy też macie poczucie, że mimo pracy i wysiłku nie możecie sobie pozwolić na spokojne planowanie przyszłości?
Czasami czuję się, jakbyśmy grali w grę, w której zasady zmieniają się bez uprzedzenia. Jakbyśmy cały czas biegli, ale linia mety ciągle się oddalała. Odkładanie pieniędzy wydaje się luksusem, na który nas po prostu nie stać.
Szukam sposobów na realne oszczędzanie
Dlatego chciałam zapytać Was, Czytelnicy mGaska.pl:
Jak radzicie sobie z codziennymi wydatkami?
Czy udało Wam się wypracować jakieś sprytne sposoby na oszczędzanie?
Może macie patenty, które naprawdę działają, a nie są tylko kolejnymi poradami z internetu typu „odstaw kawę na wynos”?
My próbowaliśmy już:
•ograniczyć jedzenie na mieście (praktycznie nie chodzimy do restauracji),
•zmniejszyć zakupy odzieżowe (kupujemy, gdy naprawdę jest potrzeba),
•zmienić dostawcę internetu na tańszego,
•szukać promocji na żywność i chemię domową,
•rezygnować z rzeczy “na później” (np. nowe meble, remonty).
I mimo wszystko – ledwo wystarcza. Dlatego bardzo zależy mi na Waszych realnych, sprawdzonych doświadczeniach.
O czym marzę? O bezpieczeństwie
Marzę o tym, by poczuć się bezpiecznie. Żeby w razie awarii samochodu, większych wydatków szkolnych czy nagłej choroby nie musieć zastanawiać się, z czego “uciąć” albo czy brać chwilówkę.
Chciałabym móc odkładać co miesiąc choćby kilkaset złotych, by mieć jakąś rezerwę na przyszłość – dla dzieci, dla siebie, na spokojną starość.
Wiem, że nie jestem w tej sytuacji sama. Rozmawiam czasem ze znajomymi i słyszę podobne historie. Jednak chciałabym usłyszeć więcej – jak Wy sobie radzicie? Co Wam pomaga? Jak nie zwariować w świecie, który mówi: „wystarczy się postarać”, a rzeczywistość pokazuje coś zupełnie innego?
Na zakończenie
Mam nadzieję, że ten list poruszy temat, o którym za mało się mówi – bo często wstydzimy się przyznać, że nie dajemy rady, skoro na papierze „zarabiamy dobrze”. A prawda jest taka, że wiele rodzin, takich jak nasza, balansuje na cienkiej linii między stabilnością a kryzysem.
Dziękuję za możliwość podzielenia się moją historią.
Czekam z niecierpliwością na Wasze odpowiedzi, rady i wsparcie.
Monika

Odpowiedź redakcji mGaska.pl na list Moniki
Droga Moniko,
Przede wszystkim dziękujemy Ci za odwagę i szczerość. Twój list poruszył nas głęboko – bo nie jesteś sama. Otrzymujemy wiele wiadomości od Czytelniczek i Czytelników, którzy mają bardzo podobne doświadczenia: mimo regularnych dochodów, ciężkiej pracy i odpowiedzialnego zarządzania finansami, wciąż trudno im mówić o bezpieczeństwie finansowym.
Twoja historia jest jak lustro, w którym odbija się rzeczywistość wielu polskich rodzin.
Dlaczego zarabiając „dużo”, wciąż jest trudno?
Tak jak zauważyłaś, rzeczywiste koszty życia rosną szybciej niż nasze wynagrodzenia. Inflacja, wysokie ceny podstawowych produktów, edukacji czy usług sprawiają, że nawet osoby, które jeszcze kilka lat temu mogły spokojnie planować oszczędności, dziś często walczą o domowy budżet.
Niestety, społeczne przekonanie, że “przecież macie niezłe dochody”, bardzo często odbiera przestrzeń do rozmowy o realnych problemach finansowych. Tymczasem poczucie, że człowiek nie jest w stanie zabezpieczyć własnej rodziny, mimo starań, jest niezwykle obciążające psychicznie.
Co proponują nasi Czytelnicy?
Zanim opublikowaliśmy Twój list, zapytaliśmy naszą społeczność o sprawdzone sposoby na codzienne oszczędzanie. Oto kilka odpowiedzi, które może również Tobie okażą się pomocne:
•Świadome planowanie posiłków – robienie dokładnej listy zakupów na cały tydzień i gotowanie na kilka dni do przodu pomaga unikać nieplanowanych wydatków i marnowania jedzenia.
•Własne „małe fundusze” – niektórzy Czytelnicy tworzą kilka osobnych kopert lub kont oszczędnościowych: na wakacje, naprawy auta, szkolne wydatki, co pozwala stopniowo zbierać środki bez poczucia dużego obciążenia.
•Zakupy grupowe – łączenie się z rodziną lub sąsiadami, by zamawiać większe ilości produktów spożywczych czy chemii gospodarczej w hurtowniach, co znacząco obniża koszty.
•Minimalizacja subskrypcji i opłat stałych – dokładne przeglądanie, za co regularnie płacimy (streaming, aplikacje, pakiety medyczne) i rezygnowanie z usług, których realnie nie używamy.
•Korzystanie z programów lojalnościowych i cashbacków – niby drobiazgi, ale systematycznie mogą przynosić kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych rocznie.
I jeszcze jedna rada: łagodność dla siebie
Moniko, chcemy Ci powiedzieć coś bardzo ważnego:
To nie jest Twoja wina. Ani Twoja, ani Twojego męża.
Systemowe zmiany, globalna sytuacja gospodarcza i rosnące koszty życia to czynniki, na które pojedynczy człowiek nie ma wpływu. Tym bardziej nie powinniśmy obwiniać siebie za to, że dziś życie wygląda inaczej niż kilka lat temu sobie wyobrażaliśmy.
Nie zawsze da się od razu znaleźć rozwiązanie, ale rozmowa, wymiana doświadczeń i wspólne szukanie dróg pomocy – to pierwszy krok, by poczuć, że nie jesteśmy sami.
Zapraszamy do dalszej rozmowy
W odpowiedzi na Twój list uruchamiamy specjalny wątek na naszej stronie: “Jak oszczędzamy w codziennym życiu?”
Zachęcamy Ciebie i wszystkich Czytelników do dzielenia się swoimi sposobami, historiami i przemyśleniami.
Wierzymy, że wsparcie społeczności potrafi naprawdę dodać sił – i czasem zmienić więcej, niż się spodziewamy.
Dziękujemy za Twój list.
Trzymamy za Ciebie kciuki i przesyłamy dużo pozytywnej energii!
Redakcja mGaska.pl