W świecie zdominowanym przez media społecznościowe, wpływ znanych twarzy na decyzje zdrowotne zwykłych ludzi stał się potężny i – niestety – często niebezpieczny. Popularność suplementów diety rośnie w zastraszającym tempie, a ich obecność w codziennej komunikacji internetowej sprawia, że wiele osób traktuje je niemal jak panaceum na wszelkie dolegliwości. Choć brzmi to kusząco, rzeczywistość kryje w sobie wiele zagrożeń.
Sprzedają marzenia, nie leczenie
Promocja suplementów przez osoby znane z mediów nie jest nowym zjawiskiem, jednak dziś – w epoce natychmiastowej informacji – przybrała formę masową. Eksperci alarmują, że takie działania przypominają praktyki dawnych uzdrowicieli, a nawet szarlatanów. Choć celebryci potrafią swoje działania ubrać w profesjonalną formę, w gruncie rzeczy często brakuje im wiedzy i kwalifikacji, by oceniać produkty, które polecają.
Wśród przykładów głośnych kampanii pojawiają się nazwiska rozpoznawalne w każdej polskiej rodzinie. Ewa Chodakowska i Dorota Rabczewska, znane milionom kobiet, stanęły w ogniu krytyki – pierwsza za promowanie pakietów badań sugerujących pomoc w diagnozie endometriozy, druga za stwierdzenia, że suplementacja pomogła jej w walce z chorobą Hashimoto. Choć intencje mogą być różne, skutki takich działań są jednoznaczne – dezinformacja i fałszywe nadzieje.
Kiedy emocje zastępują rozsądek
Dlaczego kobiety – często wykształcone, świadome – tak łatwo dają się uwieść obietnicom składanym przez influencerów? Odpowiedź kryje się w psychice. Gdy pojawia się choroba, towarzyszy jej lęk, bezradność i potrzeba natychmiastowego rozwiązania. W takich chwilach racjonalne myślenie bywa przyćmione przez emocje. Jak tłumaczy psychoterapeutka Justyna Pronobis-Szczylik, to właśnie wtedy najłatwiej wpaść w pułapkę „prostych” rozwiązań podsuwanych przez internetowe autorytety.
Pacjentki w stanie napięcia emocjonalnego często poszukują natychmiastowej ulgi, ignorując fakt, że skuteczna terapia wymaga czasu, diagnozy i prowadzenia przez specjalistę. Influencer, który proponuje „magiczną kapsułkę”, staje się więc nie tylko kuszącą alternatywą, ale wręcz wybawieniem – choćby tylko pozornym.
Prawo kontra pseudomedycyna
Ministerstwo Zdrowia postanowiło podjąć walkę z tym rosnącym problemem. Powstał projekt nowelizacji ustawy o prawach pacjenta, znany jako „Lex Szarlatan”. Jego celem jest uregulowanie praktyk, które obecnie wymykają się spod kontroli – zwłaszcza tych, które bazują na emocjach i nieświadomości odbiorców. Nowe przepisy mają zapobiegać szerzeniu się pseudomedycznych porad, a także chronić pacjentów przed dezinformacją.
Zgodnie z szacunkami resortu zdrowia, działalność o charakterze pseudomedycznym może dziś prowadzić nawet kilkanaście tysięcy osób czy firm. Skala problemu jest więc ogromna i wymaga systemowych działań – nie tylko poprzez prawo, ale także poprzez edukację.
Suplement to nie lek
Pomiędzy produktami leczniczymi a suplementami diety istnieje fundamentalna różnica, choć wiele osób jej nie dostrzega. Suplement to nie lek. Jego skład nie musi być badany w takim samym rygorze, a efekt działania nie musi być potwierdzony w badaniach klinicznych. Jak zauważył mecenas Oskar Luty, pole do manipulacji w reklamie suplementów jest znacznie większe niż w przypadku leków – i właśnie dlatego nieuczciwe praktyki mają tu tak szerokie pole manewru.
W praktyce oznacza to, że osoba publiczna, która wychwala cudowne właściwości danego suplementu, może mówić rzeczy niemające żadnego naukowego potwierdzenia. A to, w kontekście zdrowia publicznego, bywa zwyczajnie niebezpieczne.
Gdzie kończy się opinia, a zaczyna reklama?
Nie każda wypowiedź celebryty na temat suplementu będzie łamać prawo. Kluczowe jest to, czy dana osoba działa z własnej inicjatywy, czy na zlecenie. Jeśli jej wypowiedź ma charakter komercyjny – podlega konkretnym regulacjom i ograniczeniom. W takim przypadku odpowiedzialność spada nie tylko na influencera, ale również na firmę, która reklamę zleca. Niestety, bardzo często mamy do czynienia z tzw. kryptoreklamą – komunikatem, który pozornie wygląda na prywatną opinię, ale w rzeczywistości jest płatną promocją.
Kryptoreklamy są szczególnie groźne, ponieważ podstępnie zdobywają zaufanie odbiorców, wykorzystując ich brak świadomości. Adwokat Oskar Luty podkreśla, że takie działania są nie tylko nieetyczne, ale i nielegalne – i powinny być piętnowane.
UOKiK nie śpi, ale to nie wystarczy
W ostatnich latach Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył kary na znane postacie medialne za brak oznaczeń reklamowych – między innymi na Dorotę Rabczewską, Małgorzatę Rozenek-Majdan czy Filipa Chajzera. W sumie nałożone grzywny sięgnęły milionów złotych. Jednak eksperci zauważają, że to wciąż działania „od pożaru do pożaru”, a nie systemowe rozwiązanie.
Największy problem leży bowiem w liczbie – influencerów są tysiące. Wiele z nich działa z zagranicy, co utrudnia polskim instytucjom skuteczne reagowanie. Nielegalne treści reklamowe pojawiają się także w magazynach lifestylowych, gdzie są przedstawiane w formie niby-wywiadów lub artykułów, które nie są oznaczone jako sponsorowane. To proceder, który trwa od lat, a jednak wciąż brakuje skutecznych narzędzi do jego zwalczania.
Edukacja – broń, którą mamy w rękach
Zamiast skupiać się wyłącznie na sankcjach, coraz więcej głosów wskazuje na potrzebę działań edukacyjnych. Już na poziomie szkoły podstawowej warto uczyć dzieci, jak odróżniać prawdę od manipulacji i jak weryfikować informacje, które docierają do nich z internetu. W świecie, gdzie każdy może być nadawcą i każdy może wpływać na innych, umiejętność filtrowania treści staje się kluczowa.
Brakuje nam jednak tej świadomości. Często nawet dorośli nie potrafią właściwie ocenić, czy coś, co widzą na Instagramie, jest reklamą, opinią czy zwykłym oszustwem. A przecież chodzi tu o zdrowie – coś, czego nie da się kupić, a raz utraconego nie zawsze można odzyskać.
Świadome kobiety nie dają się złapać
Nie dajmy sobie wmówić, że suplement diety zadziała jak lek. Że kapsułka z internetu wyleczy przewlekłą chorobę. Świadoma kobieta to taka, która pyta, sprawdza i ufa specjalistom, a nie postom z dużą ilością lajków. Nasze zdrowie zasługuje na więcej niż reklama, nawet jeśli ma twarz znanej trenerki czy piosenkarki. Zamiast ślepo podążać za modą, lepiej sięgnąć po wiedzę. Ona nie kosztuje – ale ratuje.