Ubiór to coś więcej niż tylko estetyka – to język. Komunikuje światu, kim jesteśmy, do jakiej klasy należymy, jak chcemy być postrzegani i… jak bardzo jesteśmy tego świadomi. Na pierwszy rzut oka przesłana grafika, przedstawiająca trzy osoby (lub raczej – trzy grupy społeczne) w zestawieniu: „biedni”, „bogaci”, „bardzo bogaci”, może wyglądać jak niewinny żart. Ale gdy przyjrzymy się temu głębiej, zauważymy, że obrazuje bardzo ciekawy fenomen społeczny. Styl ubierania się bowiem nie tylko odzwierciedla stan konta, ale często też… potrzebę udowadniania czegoś światu. Albo właśnie jej brak.
Garnitur jako pancerz aspiracji
Na pierwszym zdjęciu widzimy kobietę w perfekcyjnie skrojonym garniturze, z małą torebką i dużymi czerwonymi okularami. Nosi się z klasą. Wszystko wygląda modnie, przemyślanie, z nutą aspiracji do luksusu. To obrazek, który znamy z Instagrama – codzienność influencerek, stylistek, młodych kobiet walczących o swoją pozycję zawodową i społeczną.
Tego typu estetyka często wiąże się z osobami, które jeszcze nie osiągnęły pełnej stabilizacji finansowej, ale starają się ją zamanifestować. Ubranie staje się więc narzędziem – sposobem na to, by zostać potraktowanym poważnie, zdobyć uznanie, znaleźć się w odpowiednim środowisku. To swego rodzaju „przebranie”, które nie tyle ukrywa, co raczej pokazuje pragnienia. Stylizacja idealna, perfekcyjne buty, profesjonalna fryzura – nie ma tu miejsca na niedbałość, bo ta mogłaby zostać źle odczytana. To gra wizerunkowa, w której stawką jest uznanie.
Bogactwo w dresie – manifest niezależności
Drugi obrazek to zupełnie inna opowieść. Kobieta w dresach, w rozciągniętej bluzie i z kubkiem kawy w dłoni. Nie próbuje się nikomu przypodobać. Nie wygląda na osobę, która spędziła rano godzinę przed lustrem. I nie musi. Dres, który na „biednej” kobiecie uznany byłby za zaniedbanie, tutaj – przy domyśle, że mamy do czynienia z kimś zamożnym – zmienia swoje znaczenie. Staje się symbolem luzu, wolności od presji społecznej i… pieniędzy. W końcu tylko ktoś, kto nie musi niczego udowadniać, może sobie pozwolić na to, by wyglądać „zwyczajnie”.
To szczególnie widoczne w środowisku celebryckim. Gwiazdy, które lata temu chodziły po czerwonych dywanach w kreacjach couture, dziś częściej można spotkać w dresach, czapkach z daszkiem i bez makijażu. To już nie tylko wygoda – to komunikat: „nie muszę się stroić, jestem ponad tym”. Zamożność daje wolność wyboru i zdejmowanie presji bycia „wystrojoną” staje się nową formą luksusu.
Bardzo bogaci – styl, który przestał być modą
I wreszcie – trzecie zdjęcie. Mark Zuckerberg, współtwórca Facebooka, w zmiętym T-shircie, krótkich spodenkach i klapkach, w towarzystwie żony. Obok nich – zwykła ulica, brak paparazzi, brak otoczki blichtru. To ikoniczne ujęcie tego, jak noszą się „bardzo bogaci”. Styl? Praktycznie żaden. Moda? Jeśli już, to użytkowa. Ich ubrania nie mają za zadanie robić wrażenia. Mają po prostu działać.
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Im wyżej w hierarchii społeczno-ekonomicznej, tym mniej potrzeby udowadniania czegokolwiek poprzez ubiór. Skrajne bogactwo daje swobodę, której nie da się kupić. To nie nowa torebka za 20 tysięcy złotych jest luksusem – tylko możliwość wyjścia z domu w klapkach i wciąż bycia traktowanym jak ktoś ważny. To zupełnie inna liga.
Moda jako maska społeczna – kto ją zakłada, a kto zdejmuje
Warto zadać sobie pytanie: dlaczego w ogóle przejmujemy się tym, jak się nosimy? Czy rzeczywiście robimy to dla siebie? A może bardziej dla otoczenia – by wywrzeć określone wrażenie, potwierdzić swoją wartość, pokazać, że „jestem kimś”?
Ubiór jest jednym z podstawowych narzędzi autoprezentacji. Dla wielu kobiet to także sposób na radzenie sobie z kompleksami, budowanie pewności siebie, kontrolowanie pierwszego wrażenia. Problem w tym, że presja, by wyglądać dobrze, często ciąży najbardziej właśnie tym, którzy mają najmniej. Osoby z niższych klas społecznych częściej odczuwają potrzebę „nadrabiania wyglądem” – bo mają świadomość, że to może otworzyć im drzwi do lepszego życia.
Tymczasem osoby bardzo zamożne mogą zrezygnować z tej gry. Mają już status, którego nie muszą udowadniać. Ich klapki i T-shirty to nie brak gustu, lecz demonstracja: „jestem niezależna od opinii innych”.
Kobiece spojrzenie na styl a pozycja społeczna
Dla wielu kobiet ubiór to coś więcej niż tylko materiał na ciele – to ekspresja siebie. Ale jednocześnie – to też ciężar oczekiwań. Kobiety są znacznie częściej oceniane przez pryzmat wyglądu niż mężczyźni. Ich kompetencje zawodowe, wartość jako partnerki czy nawet matki są często mierzone tym, jak wyglądają, w co są ubrane, czy ich styl jest „na poziomie”.
W świecie, gdzie moda to narzędzie presji, stylizacja staje się bronią. Ale dopiero wtedy, gdy zdejmiemy z siebie przymus bycia perfekcyjną, zaczynamy rozumieć, co naprawdę oznacza luksus. Może to być dres i brak makijażu – jeśli za tym idzie wolność od cudzych oczekiwań.
Kiedy styl przestaje być ubraniem, a staje się deklaracją wolności
Grafika, która z pozoru śmieszy, w rzeczywistości obnaża głębokie nierówności społeczne. Bo tak naprawdę to nie ubrania są znakiem bogactwa – lecz swoboda w ich wyborze. Najwięcej mówi nie to, co na sobie mamy, ale to, czy naprawdę możemy założyć to, co chcemy – bez lęku przed oceną.
Biedni często chcą wyglądać na bogatych. Bogaci często udają zwyczajnych. Bardzo bogaci nie muszą nikogo udawać – dlatego chodzą w klapkach, które dla innych mogłyby oznaczać brak ambicji. W tym sensie styl nie mówi już o tym, co mamy – tylko o tym, co nas już nie obchodzi. I to być może najważniejszy luksus naszych czasów.