Choć można by sądzić, że po licznych skandalach z udziałem influencerów nic już nie powinno nas dziwić, rzeczywistość wciąż potrafi zaskoczyć. Tym razem to Mykhailo Viktorovych Polyakov, znany na YouTubie jako Neo-Orientalist, przesunął granice lekkomyślności, wybierając się na jedno z najbardziej odizolowanych miejsc na świecie — wyspę North Sentinel na Oceanie Indyjskim.
Co więcej, jego wyprawa nie miała na celu prowadzenia badań ani niesienia pomocy humanitarnej. Była desperackim poszukiwaniem internetowej sławy, a jej konsekwencje mogły okazać się tragiczne — nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla zamieszkującej wyspę społeczności, odizolowanej od reszty świata od tysięcy lat.
Wyspa, na którą nie wolno się zbliżać
Sentinelczycy to jedno z ostatnich plemion na Ziemi, które nie nawiązało kontaktu z nowoczesną cywilizacją. Od około 50 tysięcy lat żyją na wyspie North Sentinel, porośniętej gęstą dżunglą i wielkością przypominającej Manhattan, położonej na wodach Zatoki Bengalskiej.

Organizacja Survival International, zajmująca się ochroną ludów tubylczych, szacuje, że plemię liczy około 150 osób. Jednak dokładnych danych brak, ponieważ żadne badania nie są tam prowadzone — i słusznie.
Po katastrofalnym tsunami w 2004 roku, gdy indyjska straż przybrzeżna przelatywała nad wyspą, Sentinelczycy odpowiedzieli ostrzałem z łuku w stronę śmigłowca. To pokazuje ich zdecydowaną postawę wobec świata zewnętrznego.
Dlaczego izolacja jest kluczowa?
Nawet zwykłe wirusy, takie jak przeziębienie, mogłyby wywołać wśród Sentinelczyków śmiertelną epidemię. Ich układ odpornościowy nigdy nie miał kontaktu z chorobami cywilizacyjnymi. W historii podobne przypadki już miały miejsce — plemiona takie jak Onge z Little Andaman po kontakcie z Brytyjczykami i indyjskimi osadnikami straciły nawet 85% swojej populacji. Natomiast Andamańczycy niemal całkowicie wymarli, zmniejszając się o 99% swojej liczebności.
Zakaz wstępu i surowe konsekwencje
Od lat władze Indii zakazują jakichkolwiek prób dostania się na North Sentinel. Przestrzeń powietrzna nad wyspą pozostaje zamknięta, a wody wokół są patrolowane. Podejście na odległość kilku kilometrów jest surowo zabronione — zarówno w trosce o mieszkańców wyspy, jak i o potencjalnych intruzów.
Plemię to reaguje agresją na próby kontaktu, co jest całkowicie zrozumiałe w świetle ich tragicznych doświadczeń z zewnętrznym światem. W 2018 roku John Allen Chau, amerykański misjonarz, który nielegalnie dotarł na wyspę w celu chrystianizacji tubylców, został przez nich zabity. Podobny los spotkał dwóch indyjskich kłusowników w 2006 roku.
Mykhailo Polyakov – kolejny nieodpowiedzialny podróżnik
Mimo wiedzy o zagrożeniach, Neo-Orientalist zdecydował się na złamanie prawa. Wylądował na wyspie i zostawił tam kokos oraz puszkę coli jako “prezenty”. Jednak zamiast niewinnych podarunków, mogły one stać się nośnikami groźnych patogenów.
W swoim oświadczeniu Survival International podkreśliła, że takie działania, motywowane chęcią zdobycia rozgłosu, mogły skończyć się eksterminacją całej społeczności. Na szczęście YouTuber nie zdążył nawiązać bezpośredniego kontaktu z tubylcami i został aresztowany przez indyjskie służby. Teraz grozi mu poważna kara więzienia.
Pomimo tragicznych losów wcześniejszych nielegalnych odwiedzających wyspę, dla niektórych pogoń za internetową popularnością wydaje się być silniejsza niż zdrowy rozsądek czy szacunek dla innych kultur.
Pamiętajmy, że nie wszystko wolno dokumentować
Wyprawy takie jak ta nie tylko zagrażają społecznościom odizolowanym od świata, ale wpisują się także w niechlubne tradycje neokolonialnego myślenia — traktowania odmiennych kultur jako egzotycznej ciekawostki do fotografowania i opisywania.
Czego naprawdę dowiedzieliśmy się o Sentinelczykach?
Niewiele — i właśnie w tym tkwi ich siła. Wiemy, że prowadzą życie łowiecko-zbierackie, korzystają z prostych narzędzi takich jak łuki i włócznie, budują wspólne schronienia i tańczą rytualne tańce. Obserwowano kobiety w ciąży oraz dzieci, ale nikt nie zna ich języka, imion czy nawet tego, jak sami nazywają swoją wyspę.
Ten brak wiedzy jest nie przypadkiem, a świadomym wyborem, który zasługuje na pełne poszanowanie.
Internetowa sława nie usprawiedliwia wszystkiego
Przypadek Neo-Orientalisty przypomina, jak łatwo w dobie social mediów zatracić granicę między chęcią zaistnienia a odpowiedzialnością. Jeden filmik, który miał przysporzyć popularności, mógł zakończyć się katastrofą — nie tylko osobistą, ale i globalną, doprowadzając do wyginięcia unikalnej społeczności.
Dopóki internet będzie promował kontrowersję ponad treść, dopóty będziemy świadkami coraz bardziej niebezpiecznych zachowań. A pewne granice istnieją właśnie po to, by ich nie przekraczać — bez względu na to, ile “lajków” można by dzięki temu zdobyć.